niedziela, 20 maja 2012

Prolog

                Było cicho. Co jakiś czas ten stan rzeczy zagłuszał niemy szept wiatru pieszczący źdźbła trawy, niebieską taflę jeziora i twarze przybyłych na uroczystość. Kryły się na nich oznaki wyraźnej tęsknoty zmieszanej z domieszką bólu. Cały ten rok nie zmienił nic w ich skrzywdzonych sercach – rana była nadal głęboka po stracie bliskich im osób oraz serdecznych przyjaciół. W tamtej bitwie wszyscy byli jedną, wielką rodziną i nieważne były różnice pomiędzy nimi. Mieli wspólny cel – raz na zawsze wyswobodzić świat czarodziei.
                Wśród tłumu, w czarnym płaszczu do ziemi, owinięta wokół szyi szalikiem, trzymająca się kurczowo swoich kolan na jednym z przednich krzeseł nieopodal odsłoniętego pomnika ku czci poległym, siedziała brązowooka dziewczyna. Tak naprawdę nie była zainteresowana tym, co ma do powiedzenia w pierwszą rocznicę Bitwy o Hogwart obecny Minister Magii. Nie była też na skraju załamania nerwowego jak inne wdowy w dniu obecnym, chociaż niektóre straciły także swoje dzieci. Nie była w stanie zjednać się z cierpieniem tych wszystkich osób, które straciły bliskich na polu bitwy. Myślami była gdzieś dalej. Ponad wszystkimi tu zebranymi, wysoko nad ziemią, niemal w chmurach. W swych ludzkich wspomnieniach przed oczami widziała jedną twarz. Błękit egzotycznego morza w jego tęczówkach mącił jej w głowie. Pamiętała doskonale każdy detal jego twarzy. Kolor włosów, który przypominał odcień dojrzałej pszenicy w martwym świetle pochmurnego nieba. Dybała sobie jeszcze na temat jego sylwetki, której mógłby pozazdrościć mu niejeden zawodowy pływak – wyrzeźbione plecy niczym wprost spod mugolskich, artystycznych rąk Ernsta Hertera. Ale co z tego, kiedy ta cała historia prysła jak bańka mydlana? Kiedy to Kopciuszek musiał wrócić do swojej szarej rzeczywistości? A cała ta sielanka była tylko zjawą o wizji prawdziwej miłości, a ona, inteligentna Hermiona Granger, dała się ponieść chwilowemu szczęściu płacąc za swoją głupotę głęboką raną na sercu, która w żaden sposób nie chciała się zabliźnić…
                Z rozmyślań wyrwała ją blondynka o niebieskich oczach, jej serdeczna przyjaciółka, Luna. Położyła ciepłą dłoń na zaciśniętych knykciach Hermiony przyglądając się badawczo wyrazowi twarzy dziewczyny. Po chwili podała jej chusteczkę, którą brązowooka wytarła wilgotne policzki. Nawet nie spostrzegła, kiedy pojawiły się na nich pierwsze łzy.
                - Chodź – szepnęła jej do ucha blondynka.
          Obie powolutku i po cichu przedzierały się przez gęste rzędy siedzeń, a następnie ludzi stojących tuż za nimi. Wszyscy byli niczym zahipnotyzowane marionetki – nikt nie zwracał uwagi na dwie kobiety wymykające się z ceremonii. No… może prawie wszyscy. Gęsta, ruda czupryna i oczy pełne smutku mignęły Hermionie pośród tłumu. Nawet nie miała czasu, aby jej świadomość zaczęła pracować i kojarzyć ową osobę, bo Luna zadbała o to, żeby szturmem wydostać się z tej całej eskapady. I trzeba przyznać – udało jej się.
                Szły w kierunku niewielkiego wzniesienia, które trudno nazwać polaną. Znajdował się tam świstoklik. Miał je przenieść do centrum Londynu. Został wykonany na kształt trującego grzyba muchomora. Luna i Hermiona złapały się jedną ręką za jego kapelusz, a drugą trzymały swoje nawzajem, aby razem wylądować. W ułamku sekundy brązowooka spostrzegła ciemną postać z jasnymi włosami stojącą nad brzegiem jeziora. Nie wiedziała, co tam robiła, ani czy ją chociaż dostrzegła, ale jedno było pewne – to był On. Jakby na potwierdzenie swojej tezy cały jej organizm wysyłał do mózgu bodźce o słuszności swojego twierdzenia. Poczuła, jak serce chciało wyrwać się z jej ciała, jak płuca zaczęły w końcu oddychać pełną piersią, jak w brzuchu rozpoczęły wylęgać się motyle i zrozumiała, że cały JEJ świat to właśnie ON. Bez niego jest jak martwa, bezużyteczna dla ludzkości, zupełnie otępiała kukiełka. Tylko On… Stał tam na brzegu, niewzruszony, obojętny i zimny jak zawsze. Szach i mat – wszystko skończone.  

3 komentarze:

  1. Wspaniale ! Bożę, dlaczego nie napiszesz książki? ;p A tak w ogóle to ciekawa jestem co dalej i pewnie na końcu opis dotyczy Draco (może się myslę) <333

    pozdrawiam
    w ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, jestem tylko znudzonym przechodniem poszukującym odrobiny inspiracji na początku czerwca, ale coś mnie napadło po przeczytaniu początku tego prologu i czuje potrzebę podzielenia się tym. Otóż w całej tej pesymistycznej scenerii odmalowanej smutkiem i żalem, to zdanie sprawiło, że się zaśmiałem głupio: "Wśród tłumu, w czarnym płaszczu do ziemi, owinięta wokół szyi szalikiem, trzymająca się kurczowo swoich kolan na jednym z przednich krzeseł nieopodal odsłoniętego pomnika ku czci poległym, siedziała brązowooka dziewczyna." Bo jedno obejmować kolana na przykład, a drugie trzymać je jakby miały zamiar zaraz uciec. Ta druga wizja bardziej z tego zdania mi wyszła. Tak pomyślałem, że może będziesz chciała coś z tym zrobić.

    Pozdrawiam,
    Czarodziej

    OdpowiedzUsuń
  3. Moją uwagę przyciągnęło to zdanie "Dybała sobie jeszcze na temat jego sylwetki, której mógłby pozazdrościć mu niejeden zawodowy pływak", bo jestem pływaczką ;) Oj tak pływacy mają sexy ciałka ^^ Wybacz za mój bełkot ;) Co do rozdziału - mroczny, interesujący i trzymający w napięciu czyli taki jaki lubię. Idę czytać dalej :)

    Alicia* (wyjątkowo komentuje z anonima)

    OdpowiedzUsuń