wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 5



Ona
                Stacja Norwich należała do tych, które bywają niezwykle zatłoczone. Nieistotny był dzień tygodnia, data czy nawet godzina – dziesiątki podróżnych przewijało się kolejnymi peronami udając się do barów, toalet czy postoju taksówek. Gdziekolwiek. Zawsze mieli powód, aby iść i przeć naprzód. Zaglądając w umysły poszczególnych pasażerów można by się zdziwić, ile myśli i pomysłów kryje w sobie ta niewielka – w zasadzie – tkanka. Nawet nie trzeba aż tak daleko szukać – wystarczy przyjrzeć się temu, co sami myślimy. Zapewne wyszłoby z tego jakieś kilkanaście stron żywej książki.
                Hermiona Granger – podobnie jak inni ludzie mijający ją pośrodku dworca – wytężała swoją mózgownicę i próbowała sobie przypomnieć, czy czasem nie umówiła się z Ginny w jakimś konkretnym, charakterystycznym miejscu. Niestety, nie udało jej się znaleźć podobnego zapisu na swoim twardym dysku. Przydałoby się formatowanie, tak od czasu do czasu przynajmniej. Wracając do tematu… Kobieta wspięła się na palce, wyciągnęła do góry szyję oraz wytężyła wzrok. Wszystko po to, aby dostrzec w tej ogromnej masie ludzi kok rudych, splecionych włosów. Mijały kolejne sekundy i zero rezultatu. Dziewczyna zacisnęła knykcie ze zdenerwowania. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie pomyliła godziny, co gorsza daty spotkania…
                - Czy szuka pani przystojnego kawalera z…
                Odwróciła się gwałtownie.
                - Harry! – Rzuciła się chłopakowi na szyję. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ta zareaguje w ten sposób. Brązowooka wypuściła go z uścisku i spojrzała na niego rozpromieniona.
                - Z tym kawalerem to już niedługo – Puściła mu oczko. - Dobrze wyglądasz. Widzę, że domowe obiadki ci służą. Już nawet nie widać wystających kości ramion – podsumowała.
                - Wielkie dzięki – Dał jej sójkę w bok.
                - Miło cię widzieć taką zadowoloną z życia. Co mnie ominęło? – zapytał podejrzliwie i uśmiechnął się.
                Dopiero w tym momencie panna Granger zdała sobie sprawę, że jej przyjaciel nieco się zmienił. Faktycznie, przybrał na wadze, jednakże akurat nie to przykuło jej największą uwagę. Wystarczyło spojrzeć w jego oczy… Tak dokładnie i głęboko. Były takie… obce i zimne. Nie w ten sposób je zapamiętała. Teraz zauważyła, że kryło się w nich zmęczenie, niepokój oraz… Ta dojrzałość, którą dostrzegała patrząc na twarz świętej pamięci Dumbledore’a. Harry był przecież jeszcze taki młody, a już po tylu przeżyciach znacznie się zestarzał. Psychicznie. Jeszcze nie tak dawno była ślepa. Tuż po bitwie zajęła się wyłącznie sobą i swoimi perypetiami. Nie dostrzegła jak w czasie niezgody wojna zmieniła jej najbliższych, ale zapewne również i ją samą. Zastanawiała się teraz, czy nadal są tymi samymi ludźmi, i co właściwie można po tych przejściach i przeżyciach nazwać ich wspólną przyjaźnią.
                - Może porozmawiamy w samochodzie? – zaproponował. – Strasznie tutaj gwarno – podsumował oglądając się na boki. Hermiona podążyła jego wzrokiem.
                - W porządku – odrzekła. – Zaraz, zaraz… - Chwyciła go mocniej za ramię, kiedy ruszyli w kierunku parkingu. Ten odwrócił się i udał zaskoczenie, którego dziewczyna nie rozszyfrowała z powodu zbyt szybkiego biegu akcji. Domyślił się, o co jej chodzi. Udawał zdezorientowanego.
                - Ty, ty… - Nie potrafiła dobrać odpowiednich słów. – Prowadzisz?!
                Nie wytrzymał jej poważnego tonu. Roześmiał się w niebogłosy na środku chodnika. Przechodni, którzy ich mijali, robili zdziwione miny. Nie zawracali sobie jednak głowy, gdyż każdy z nich gdzieś gonił. Jej ostatnie słowo wyrażało tyle zdziwienia i niemal wyrzutu w jednym, że nie potrafił zdobyć się na inną reakcję prócz śmiechu.
                W odpowiedzi na to Hermiona skrzyżowała ręce na piersiach i wystukiwała butem w podłodze równomierny stukot. Miała pochmurną, może nieco urażoną minę małej dziewczynki, ale mężczyzna zdawał sobie sprawę, że kobieta tylko się z nim przekomarza, a tak naprawdę zapewna sama dusi w sobie śmiech.
                - No dobra, już nie udawaj – Trącił ją w bok. Uśmiechnęła się.
                - Ten efekt mojego tonu był zamierzony…
                - Tylko winny się tłumaczy – Wytknął jej język.
            - No wiesz…? – Zadarła głowę najwyżej jak umiała. – Ale dobra, stoimy na środku dworca i zachowujemy się… Co najmniej dziwnie i niedojrzale jak na swój wiek – podsumowała.
                - Bym ci coś powiedział, ale…
                - No mów! – Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
                - Nie…
                - Natychmiast!
                - Już dobrze, spokojnie – Pogłaskał ją po głowie jak małe dziecko. Zaczerwieniła się. – Chciałem tylko powiedzieć, spójrz na siebie.
                - Eee…?
                - Jak się zachowujesz…
           - Harry! Wydłubie ci oczy! – Rzuciła się na niego z rękoma, ale ten powstrzymał ją przy najmniejszym użyciu siły. – No dobra, chodźmy już, bo zrobisz sobie krzywdę.
                - Oj daj spokój – Szturchnęła go i roześmiała się. – Musimy się zbierać.
                Chłopak przybrał groźną minę.
                - I kto tu przedłuża… No nic, masz rację. Obiecałem Ginny dostarczyć cię…
                - Ginny! – wykrzyknęła. – Zupełnie o niej zapomniałam… Jak mogłam… Przecież umawiałyśmy się…
                Przytknął jej palec do ust.
                - Wybacz, że przerywam ten pasjonujący atak słowotoku, ale sądzę, że to idealna pora, aby stąd zmykać. Widzisz – wskazał palcem na wymykającą się z tunelu turystów – Jeszcze parę sekund, a ci emeryci nie dosyć, że zmiotą nas z powierzchni ziemi dziurawiąc nasze ciała ostrzami lasek, to zatamują ruch w tym miejscu na co najmniej kilkadziesiąt minut poszukując odpowiedniego pociągu. Chodźmy. – Pchnął ją lekko do przodu.
                - Skąd wiesz…?
                - Później.
                W tym momencie rozległy się dźwięki zagłuszające wszystko inne równocześnie. Parę pociągów ruszyło naraz z różnych peronów, trzy nowe wjechały na ich miejsce, gdzieś niedaleko rozległ się gwizdek konduktora. Ciężko stwierdzić czy to jednego. W obecnej chwili zrobiło się tak głośno, że aż uszy błagały o litość.
                Hermiona wraz z przyjacielem byli już – a raczej dopiero – w drodze do zaparkowanego auta na podziemnym parkingu. Dziewczyna nie mogła się nadziwić jak postęp cywilizacyjny potrafi pójść naprzód w tak niedługim czasie. Z podziwem oglądała kosztowne materiały wykończeniowe kolejnych korytarzy, przez które przechodzili. Nie uszło to uwadze Harry’ego, który uśmiechnął się pod nosem i zastanawiał, czy dobrze zrobił zostawiając Hermionę samej sobie po skończonej bitwie. Wyglądała teraz tak, jakby wyszła z jakiegoś zamknięcia spędziwszy tam co najmniej parę lat a nie parę miesięcy. Postanowił później o to zapytać.
                Dotarli do samochodu. Mężczyzna obszedł auto i otworzył najpierw drzwi swojej towarzyszce. Ta zdawała się być w zupełnie innym świecie. Zapewne o czymś intensywnie rozmyślała. Chłopak postanowił jednak podjąć rozmowę na ten i inne tematy, kiedy już trochę odjadą od dworca.
                - I jak ci się podoba? – Poklepał kierownicę jedną ręką.
                Hermiona otrząsnęła się jakby z głębokiego snu.
                - Eee, co? A, tak. – Spojrzała na kierownicę. – Ładna, bardzo ładna.
                Ten roześmiał się.
            - Jakbyś się upiła – rzekł z przekonaniem. – Albo lepiej! Jakbyś się naćpała. I jak ja mam cię zawieźć w tym stanie do domu? – Pokręcił głową z politowaniem.
             - Przepraszam – Spuściła nieco głowę. – Ale mówiłam całkiem poważnie, że masz ładną kierownicę.
                Harry ponownie się roześmiał.
                - Miałem na myśli samochód czy mój styl jazdy ewentualnie. Ale dziękuję, jeszcze nikt nie pochwalił mojej kierownicy.
                Na moment zapadła niezręczna cisza. Brązowooka spoglądała za okno pochłaniając wzrokiem kolejne krajobrazy. Miała wrażenie, że oddalają się od centrum.
                - Harry…? – zapytała najdelikatniej jak potrafiła.
                - Tak? – Spojrzał na nią w ułamku sekundy i powrócił do obserwowania jezdni. Zdążył jednak zauważyć, że to coś poważniejszego. Taki też przybrał wyraz twarzy.
                - Bo widzisz… Zmieniliśmy się, prawda? Jesteśmy jacyś inni…
                Chłopak wziął głęboki oddech. Nie wiedział, od czego zacząć. Tyle chciał jej powiedzieć, tak dużo się zmieniło… Tylko pojawiał się problem – co najpierw? Starał się ostrożnie dobierać słowa.
                - Doskonale zdajesz sobie sprawę, że już chyba nic w naszym życiu nie jest w stanie nas zaskoczyć, prawda? – Kiwnęła tylko głową. – Przez tak długi czas moje, nasze istnienie wisiało na włosku… Chodziliśmy podenerwowani, wystraszeni, a teraz… Monotonia stała się nie do zniesienia. Dlatego też żartuję ze wszystkiego, z czego mi się uda. Stąd moja wesołość, podejście do życie. Nie można… - Zatrzymał się na moment. – Nie można zamknąć swych żali w akwarium, bo one i tak w końcu ulotnią się na powierzchnię.
- Trzeba wyjść w końcu do ludzi – dopowiedział po chwili.
Zdawał sobie sprawę, że być może ukłuło ją to, ale… To była jeden z tych niewielu chwil, w których trzeba zdobyć się na szczerość i mówić prawdę. W końcu nikt z nas nie jest idealny i zdecydowanie nigdy ten stan rzeczy się nie zmieni.
- Rozumiem – rzekła półgłosem i odwróciła głowę do okna. Zauważył to i miał nadzieję, że nie doprowadził jej do łez. Nie chciał mówić nic więcej, aby nie pogorszyć sytuacji.
- Chciałeś mi chyba coś powiedzieć na zewnątrz, prawda? – Przypomniała sobie. Próbowała podtrzymać rozmowę i uniknąć niezręcznych chwil milczenia.
- A, tak – od razu załapał. Podrapał się po głowie. – Jesteś z mugolskiej rodziny, także szybciej zorientujesz się, o czym… Ej! Nie rób takiej miny, przecież wiesz, że nie mam nic do twojego pochodzenia…
- Żartowałam. – Uśmiechnęła się. Chłopak spojrzał na jej rozpromienioną twarz i już wiedział, że wszystko dobrze. Niepotrzebnie martwił się wcześniej i unikał tego tematu.
- No ja myślę – kontynuował. – Wracając do tego, co miałem ci powiedzieć… Jak dobrze wiesz, wszystko powoli w naszym, magicznym świecie wraca do normy, jednakże w powolnym tempie, niestety. Najważniejszym celem było zapewnienie ludziom bezpieczeństwa, więc na pierwszy ogień poszły wszelkiego rodzaju ustawy i dekrety dotyczące sprawiedliwości oraz prawa karnego. Dlatego też tak długo czekamy na pracę w ministerstwie, bo cała reszta jest w kompletnej rozsypce i powoli zaczyna powstawać na nowo. Nikt nie chce starego porządku, bo większości kojarzy się on z prześladowaniami.
- Harry? – przerwała miękko Hermiona.
- Tak? – Spojrzał na chwilkę na jej twarz. Nie kryła zdziwienia.
- SKĄD ty to wszystko WIESZ?
- A, no tak. Ale jak komuś powiesz, to cię wyłaskocze. Chociaż nie… Przypadkiem podpalę twoją bibliotekę.
- Gadaj wreszcie, a nie mi grozisz…
- Widzisz, sama przerywasz – podsumował. – Więc… Dużo się wydarzyło. I wszystko spadło nagle jak grom z jasnego nieba. Najpierw skończyła się bitwa, później każdy poszedł w swoją stronę, państwo Weasley otrzymali dom, przeprowadziłem się do nich i…
- I…?
- Zaproponowano mi posadę Ministra Magii.
 - O, kurczę! To cudownie! Ale…?
- Hermiono, twój chwilowy entuzjazm jest doprawdy zaraźliwy, ale daj mi dokończyć, proszę…
- I co dalej? – niecierpliwiła się. Niemal podskakiwała z radości na fotelu.
- Odmówiłem.
- JAK TO? Czyś ty zwariował?!
Mężczyzna wziął głębszy oddech. Domyślał się, że jego przyjaciółka zareaguje w ten właśnie sposób.
- Daj mi dojść do słowa, to ci wytłumaczę.
Spojrzał na nią niepewnie. Cierpliwie czekała na wyjaśnienia. Jej twarz była pełna powagi i starała się nie okazywać żadnych uczuć oraz nie wyciągać pochopnych wniosków.
- Na początku byłem zmęczony. Bitwą, walką oraz… swoją reputacją. Później doszedłem do wniosku, że chce swobodnego i spokojnego życia. U boku zwykłych ludzi, a nie bohaterów… - Zamyślił się przez chwilę. – Nie chciałem większego rozgłosu i sławy. Zresztą pomyśl, byłbym tym ministrem i każde moje potknięcie czy zła decyzja byłyby odbierane jak tyrania. A wiesz, dlaczego?
Hermiona pokręciła głową. Chłopak westchnął.
- Bo ludzie pomyśleliby, że skoro zakończył tę wojnę i pokonał Voldemorta, to wszystko mu wolno i jest bezkarny. Nie chciałem tego… Jeśli społeczeństwo będzie miało pretensje do obecnego ministra, zarzucą mu tylko niekompetentność.
- Masz rację.
Zamilkli na dłuższą chwilę. Każdy z nich pogrążył się we własnych rozmyślaniach. Hermiona zastanawiała się, czy chłopak nie ocenia siebie zbyt surowo. Przecież większość ludzi go podziwia. Nikomu by do głowy nie przyszło, że chce on się stać drugim dyktatorem, drugim… Voldemortem.
- Harry?
- Tak? – Wyrwała go z zamyślenia.
- Opowiedz mi… - zaczęła niepewnie. – Opowiedz mi wszystko, co się zmieniło od naszego ostatniego spotkania.
- Wiesz – Uśmiechnął się. – Nie chcę zabierać Ginny tematów do rozmów z tobą, więc pozwól, że opowiem ci, co zmieniło się u mnie, dobrze?
Kiwnęła głowę i spojrzała za szybę. Nie zwróciła uwagi czy to zauważył prowadząc samochód, jednak jej milczenie mógł uznać za potwierdzenie. Miała przed oczami widok dużych, połączonych ze sobą budynków. Nie były zbyt wysokie. Z pomiędzy kolejnych sektorów domurowanych budowli wystrzeliwały w górę długie kominy, z których wydobywał się gęsty dym zabarwiony różnorodnymi odcieniami kolorów tęczy.
 - Jesteśmy na peryferiach, prawda? – wypaliła nagle.
Zaśmiał się.
- A ty znowu w swoim świecie, co nie? Tak, zgadza się – dopowiedział natychmiast, gdy spostrzegł jej lekko uniesioną brew. – Widzisz ten brązowy budynek z niebieskim dachem? – Wskazał palcem. Dziewczyna pokiwała głową.
- Miałem tam pracować, ale… Stwierdzili, że nie mam żadnego doświadczenia ani wykształcenia tym bardziej. No wiesz… Nie mogłem im pokazać świadectwa z Hogwartu.
- Tak… wiem coś o tym. Byłam w podobnej sytuacji, kiedy szukałam czegoś dorywczo. Bo przecież o stałym zatrudnieniu nie było nawet mowy. I tak pracowałam po trochu w różnych miejscach przez jakiś czas. Ale jak wiadomo, z kasą ciężko…
- Trzeba było powiedzieć! Pomógłbym ci przecież. Mam trochę oszczędności w swojej skrypcie. O ile w zasadzie… jeszcze ta istnieje. Ciekawe kto teraz będzie zarządzał naszym bankiem i czy w ogóle…
- Wiem, że zrobiłbyś wszystko, aby mi pomóc. Dlatego gdybym przymierzała głodem, na pewno się do ciebie zgłoszę.
- Masz szczęście, że to powiedziałaś. Jednak i tak nie czuję się w pełni usatysfakcjonowany – powiedział niby to lekko urażony.
Roześmiali się oboje.
- A ty? Załapałeś się gdzieś? Bo w końcu zapomniałam zapytać.
- O tym miałem ci opowiedzieć na dworcu, ale nie było ku temu warunków, niestety…
- Naprawdę? Sądziłam, że masz na myśli to, że otrzymałeś propozycję posady Ministra Magii.
- Wiesz, gdybym był doszczętnie spłukany i bez innych perspektyw, aby się utrzymać, to pewnie przyjąłbym tę propozycję, a tak… Załapałem się w innym miejscu.
- Gdzie? – Ożywiła się dziewczyna.
- Na dworcu kolejowym – odparł z uśmiechem. – Choć pracuję tam od niedawna, awansowałem już na asystenta kontrolera ruchu. Zapewne ktoś odszedł na emeryturę czy coś i zwolniło się miejsce.
- Wow! To fantastycznie Harry! Gratuluję.
- Dziękuję.
- A czym się tam zajmujesz?
- O, wybacz. Przyzwyczaiłem się, że wiesz dużo więcej ode mnie w każdej dziedzinie.
- No, wiesz! – Dała mu sójkę w bok. Samochód zjechał delikatnie na prawy pas jezdni(Od aut.: Przypominam, że w Anglii obowiązuje ruch lewostronny.).
- Uważaj! – krzyknęła.
- Spokojnie – uspokoił ją. – Tak tylko sobie żartuję.
Auto powróciło na swój prawidłowy pas ruchu. Mieli szczęście, że akurat w tym momencie nie mijał ich żaden inny samochód.
Tym razem Hermiona zamyśliła się na dłużej. Przypomniała sobie czasy, kiedy to jeszcze chodzili do szkoły. Zdała sobie sprawę, że wtedy wszystko – o, ironio! – wydawało się prostsze. Byli jakby bardziej szczęśliwi. Radosne uczucia dryfowały swobodnie w powietrzu. Teraz dorośli. Żyją w czasach, w których panuje pokój, a jakby czegoś brakuje… Może to i głupie, ale już chyba przywykli do jakiś mocniejszych wrażeń. Tylko… Zastanawiała się, gdzie na swej drodze życia utracili tę radość, która im zawsze towarzyszyła. A może ta cała przygoda i pogoń za spokojem, to wszystko ich zmęczyło. Lub najzwyczajniej w świecie dorośli i podchodzą do życia z większym dystansem a nie wyimaginowanymi marzeniami.
Harry spojrzał na Hermionę kątem oka.
- Jesteś prawie nieobecna, wiesz? Znowu… - stwierdził.
Dziewczyna westchnęła.
- Tak, wiem. Za dużo myślę. Lub też zbyt wiele się martwię. To skomplikowane.
- Spróbuj wytłumaczyć, postaram się zrozumieć – zachęcił.
- Myślałam o tym, że gdzieś po drodze zgubiliśmy radość, którą czerpaliśmy z życia. Każdy tak… spoważniał.
- Haha… I mówisz to po naszym dzisiejszym spotkaniu? – Spojrzał jej prosto w oczy poczym powrócił do obserwowania drogi. – Nie ma co, siedzisz od ładnych kilkunastu minut ze strasznym snobem, który nie wie, co to uśmiech.
- Nie to miałam na myśli, wybacz. Chodzi o to, że… Nie wiem, czy to jest to, że działał na nas wcześniej jakiś urok szkoły, szczenięcych lat czy może coś zupełnie innego…
- Normalnie powiedziałbym ci, że za dużo myślisz, jak to wcześniej ujęłaś, ale widzisz… też się nad tym zastanawiałem. Wydaje mi się, że dorośliśmy i tym samym przestaliśmy zajmować się masą niepotrzebnych rzeczy, które ówcześnie wypychały nam mózgi. Nie zrozum mnie źle – dodał, widząc wzrok panny Granger – nie mam nic do tego, że lubiłaś i lubisz czytać książki. Toć to przecież niezwykle pożyteczne przedmioty.
Hermiona westchnęła.
- Tak myślałam, że się ze mnie naśmiewasz. Wiem, że normalnie człowiek nie czyta tylu…
- Przestań! – powiedział stanowczym tonem. Dziewczynę to tak zaskoczyło, że aż przeszły ją ciarki po plecach. W jednej chwili powietrze zrobiło się gęste. – Wybacz. Po prostu szanuję to, że czytasz i nie widzę w tym nic złego. Słowo.
- Przepraszam… - szepnęła.
- W porządku – powiedział spokojnie. – Wszyscy to przeżywamy, ale lepiej nie wspominaj o dawnych czasach przy państwu Weasley. Ich rana po stracie syna jest cały czas świeża i otwarta.
- Może ten fakt, że straciliśmy tyle bliskich nas osób podświadomie przytłacza nas wszystkich, hm? Tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy.
- Może – odparł.
Przejeżdżali przez gęsty las drogą, która co chwilę skręcała raz w jedną, raz w drugą stronę. Harry trzymał mocniej kierownicę i dało się zauważyć, że wytęża wzrok skupiając się na prowadzeniu. Nie spoglądał już od czasu do czasu na swoją towarzyszkę, aby nie spowodować wypadku. Ona sama zerkała nerwowo w ciemną stronę lasu, czy nie pałęta się tam jakieś większe zwierzę i czasem nie chce przebiec im drogi.
- Harry? Gdzie ty mnie wywozisz? Daleko jeszcze? – zapytała mimowolnie z nutką poirytowania w głosie. Być może dlatego, że zaczęła się już nieco denerwować, czy aby czasem nie zabłądzili po drodze.
Ten tylko się zaśmiał.
- Hej, ho! Jedziemy do lasu narobić hałasu… - zanucił. Nie opuszczał go dobry nastrój.
- Ej, poważnie zaczynam obawiać się nieco o swoje życie, wiesz?
- I dobrze. – Nagle spoważniał. – Bo to twoja ostatnia podróż… - zniżył nieco głos, który w efekcie zabrzmiał przerażająco.
Nie wytrzymali oboje i wybuchnęli śmiechem.
- No dobrze – zaczął Harry ledwie się powstrzymując. – Tak poważnie to jeszcze góra piętnaście minut drogi.
- Kurczę… Czuję się jakbym jechała na drugi koniec świata. Daleko macie do miasta…
- Może nie tyle, co do miasta, ale przez miasto. Sama widziałaś, ile czasu stoi się w korkach, hm?
- No tak, zgadza się – Pokiwała głową.
Widok za oknem stał się nieco przyjemniejszy. Wyjechali na otwartą przestrzeń. Dziewczynie aż zabrakło tchu w piersiach. Była wniebowzięta. Na polach rozkwitały różnobarwne kwiaty tworząc długie dywany kolorowej tęczy.
- Rany… Jaki piękny widok! – Krzyknęła z zachwytu.
- Tak – przyznał. – Idealne miejsce na spacery. Przychodzimy tu nieraz z Ginny. Czasami ja sam, zależy…
- O, właśnie! Ginny! – przypomniała sobie. – Wydawało mi się, że miała mnie odebrać z dworca. Nie to, żebym miała coś przeciwko, że ją wyręczyłeś, tylko…
- Tak, rzeczywiście miało tak być – zgodził się. – Jednakże plany uległy zmianie. Ginny dostała pracę i…
- Naprawdę? To wspaniale!
- Daj mi dokończyć – Uśmiechnął się. – Nam, znaczy rozumiesz… Wychowaliśmy się w rodzinie mugoli i łatwiej potrafiliśmy przystosować się do nowych warunków… Natomiast Ginny i reszcie… Załapała się jakiś czas temu w sklepie, ale miała problem z kasą fiskalną. Następnie przyszła praca w magazynie przy komputerze, również się nie udało. Obecnie załapała się na posadę ekspedientki w sklepie odzieżowym. Wykłada towar, porządkuje, pomaga przy przymierzalni. Dziś jest jej drugi dzień i nie chciała podpaść spóźniając się do pracy. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, hm?
- Oczywiście, że nie! Oby dała sobie radę. A ty masz wolne?
- Wziąłem parę dni urlopu. Z myślą o tobie, rzecz jasna. – Wyszczerzył zęby. – Tak poważnie, to ktoś musi zająć się domem, kiedy Ginny jest w pracy.
- Zaraz, zaraz… A reszta domowników? – Bała się tego pytania jeszcze zanim tu przyjechała. Jednak ośmieliła się je zadać. Była z siebie dumna.
- Hm… - Harry pomyślał dokładnie o tym samym, co ona i starał się uważnie dobierać słowa. – Pan Weasley pracuje gdzieś na budowie i załatwił tam również pracę swojej żonie, która gotuje dla całej ekipy, jak ich nazywa, „wygłodniałych dziamdziamelów”. Za chlebem wyjechali dość daleko, dlatego nie opłacało im się dojeżdżać, kiedy ich godziny pracy są… dość napięte w ciągu dnia. Wrócą za jakiś czas, to na pewno. A co do… - zawahał się – rodzeństwa, to powyjeżdżali gdzieś za pracą i tak naprawdę nikt nie wie, kiedy wrócą do domu. Sądzę, że oni sami nie są w stanie nam tego powiedzieć.
Hermiona odetchnęła z ulgą. Z jednej strony była ogromnie wdzięczna Harry’emu, że ten nie wymienił z imienia swojego przyjaciela, a z drugiej… W głębi duszy cieszyła się, że nie będzie musiała stresować się obecnością pewnej osoby. Żywiła jeszcze nadzieję, że Ginny okaże się równie wyrozumiała co jej chłopak.
Harry niespodziewania zgasił silnik samochodu. Stali na podjeździe.
- Jesteśmy już na miejscu? – zdziwiła się dziewczyna.
- A co? Twoim zdaniem podróż trwała zbyt krótko? – zażartował.
- Nie, tylko…
- Wybacz, o pani – Odwrócił się do niej. – W ostatniej chwili zadzwonił do mnie przewodniczący komitetu powitalnego, że niestety w innym miejscu pojawiła się ważniejsza osobistość i poinformowali mnie, że nie dadzą rady dzisiaj świadczyć pani swoich usług.
- Używasz telefonu? – zapytała zszokowana.
- No tak, bardziej dziwne jest to, że używam komórki niż fakt, że brakuje przed drzwiami eskorty od samochodu do drzwi…
- Och, naprawdę będę miała własnego kamerdynera? – zaczęła się drażnić. – Nie trzeba było sprawiać sobie tyle trudu.
- Dobra paniusiu, wypad z auta.
Roześmiali się i opuścili samochód.

W tym rozdziale nie skupiałam się na opisach, gdyż chciałam przekazać mnóstwo informacji. Post z podróżą wydał mi się idealną okazją. Wiem, pod względem poprawności nie jest tak pięknie, więc postaram się znaleźć jakąś betę. Kolejny rozdział? Kiedy będą ku temu warunki.

10 komentarzy:

  1. Witaj:)
    Mimo że nie skupiałas się zbytnio na opisach bardzo dużo Ci ich wyszło.
    Muszę przyznać, że sam rozdział i spotkanie Hermiony z Harrym wyszedł ci naprawdę ciekawie.
    I te słowa "masz bardzo ładną kierownicę" chyba na zawsze utkną w mej pamięci.
    Nowa forma komplementu?
    Po za tym podoba mi się Twój styl i sposób w jaki piszesz.
    Dodatkiem jest też urokliwy szablon.
    Autorka wykonała wspaniałą robotę.
    Dobrana kolorystyka i podoba mi się zdjęcie Hermiony w tle z zdjęcuem Malfoya.
    oczywiście dodaje do Obserwowanych i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. hahah , ubawiłam się czytając tą notkę! warto było czekać, jednak mam nadzieje, że nowa pojawi się nieco szybciej. no jak nie to trudno! Tak, tekst odnośnie kierownicy wygrywa wszyystko! niestety muszę przeczytać poprzednie cztery części, bo kompletnie wszystko wyleciało mi z głowy.
    + bardzo lubię takie relacje między tą dwójką - do tego wspaniale dałaś sobie radę z opisaniem tego, bez opisów :d

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę,że zdecydowałaś się dodać nowy rozdział.
    Mimo iż była naprawdę spora przerwa od poprzedniej notki
    to długośc tej zdecydowanie rekompensuje nam długi czas oczekiwania. Jestem ciekawa jak będzie wyglądało pierwsze spotkanie Hermiony i Draco. Myślałaś już nad tym w którym rozdziale to nastąpi?
    Teraz pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział.
    Mam nadzieję,że pojawi się szybciej niż ten:)

    Pozdrawiam
    Orchidea

    OdpowiedzUsuń
  4. Długo wyczekiwałam nowego rozdziału,ale zdecydowanie opałciła się cierpliwość. W tej chwili czekam na moment spotakania się głównych bohaterów opowiadania. Zastanawia mnie, w jakich okolicznościach ich losy się połączą.

    Pozdrawiam
    Lidia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Nominowałam Cię do The Versatile Blogger :)
    Pozdrawiam
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczny szablon, od jakiegoś czasu lubię sobie poczytać Dramione. Będę wpadać. Zapraszam do siebie http://destiny395.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. tak dawno nic nie było, ale wierzę, że jeszcze tu jesteś
    nominacja dla ciebie Liebster Award
    http://hp-to-jeszcze-nie-koniec.blogspot.com/p/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć.
    Wybrałam Twojego bloga z wolnej kolejki na http://www.oceny-opowiadan.blogspot.com/, jako materiał do oceny próbnej. (Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?) Jednocześnie informuję, że zaczynam pisać ocenę.

    W razie pytań: bloggerkaroma@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć.
    Informuję, że wzięłam Twojego bloga z Wolnej Kolejki jako materiał na ocenę próbną na http://oceny-opowiadan.blogspot.com/.

    W razie pytań możesz napisać na adres: bloggerkaroma@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, przepraszam. Myślałam, że to pierwsze się nie opublikuje.

      Usuń