wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 3 cz. 1


                Ona
                Stacja kolejowa była wypełniona niemal po brzegi rozgorączkowanymi turystami. Wszyscy się gdzieś śpieszyli. Trudno było usłyszeć jakikolwiek dźwięk dobiegający z dworcowego megafonu. Dlatego też pojawiały się olbrzymie kolejki przy okienku z napisem „Information”. Choć wszyscy byli zajęci własnymi sprawami, nikt z nich nie przeoczył olbrzymiej lokomotywy wraz z wagonami pasażerskimi wjeżdżającej na peron ósmy. Nie jeden przechodzeń obdarzył ją pełnym pożądania spojrzeniem. Była najwyższej klasy i spełniała wszelkie najwyższe standardy, ale przy tym wszystkich zachowała wiele klasycznych elementów, co przykuwało uwagę innych ludzi. Dla pasjonatów tego typu środka transportu para wydobywająca się z największego komina musiała być niczym symfonia Beethovena dla utalentowanego muzyka.
                W całym tym zamieszaniu wielu ludzi zapominało o celu swej wizyty na stacji, kiedy wówczas życie biegło dalej, a tym samym na kolejnych peronach pojawiały się nowe pociągi, które niedługo potem odjeżdżały. Na przykład na peron numer pięć wjechał przeciętnej klasy pociąg osobowy jadący do Norwich. Miał co prawda półgodzinny postój w tej miejscowości, toteż zatrzymał się tutaj na dłużej w porównaniu z innymi pojazdami szynowymi stojącymi na sąsiadujących torach.
                Przy tym właśnie peronie stał młody mężczyzna z czteroletnią dziewczynką – którą trzymał za rączkę – wraz ze starszą kobietą. Czekali, aż inni pasażerowie wysiądą z ów wspomnianego pociągu, aby zająć w nim wolne miejsca. Wszystko odbyło się w błyskawicznym tempie, gdyż nie było wielu podróżujących.
                  Młody mężczyzna miał co najwyżej dwadzieścia cztery lata, był wysoki, miał brązowe oczy i krótko przycięte, czarne włosy. Można by rzecz, iż był przystojny, ale to zapewne kwestia gustu nie jednej kobiety. Miał na sobie błękitny T-shirt oraz jasne jeansy i półbuty. Często nosił elegancki kapelusz, ale tym razem trzymał go w walizce podróżnej. Był łagodny z natury, choć czasami potrafiły wyprowadzić go z równowagi tematy dla niego drażliwe. Nie potrafił tego wtedy bezczynnie przemilczeć. A tak poza tym miał dobre serce i zawsze ponad wszystko stawiał rodzinę – była dla niego najważniejsza.
                Jego towarzyszka – mama, czyli starsza kobieta, faktycznie miała już swoje lata, co dało się zauważyć po jej pomarszczonej twarzy, zapadniętych policzkach czy zmęczonych oczach. Mimo to zawsze się uśmiechała i była pogodną, życzliwą staruszką. Bardzo kochała swojego syna oraz wnuczkę i chciała dla nich zawsze jak najlepiej. Być może za nadto wtrącała się w sprawy dorosłego już mężczyzny, ale była tylko opiekuńczą matką, dla której najważniejsze było dobro dzieci. W takiej doktrynie życiowej wychowała swojego jedynaka, aby najpierw myślał o bliskich, dopiero potem o pracy czy dobrach materialnych. W dniu dzisiejszym miała na sobie długą, zgniłozieloną sukienkę, a na to narzuconą marynarkę. Pod prawym ramieniem trzymała kurczowo czarną torebkę, a drugą, lewą ręką przytrzymywała kapelusz, aby go nie zgubić. Komplet ten zamykała para czarnych, płaskich półbutów.
                Jeśli zaś chodzi o najmłodszą podróżniczkę, była to czteroletnia dziewczynka o brązowych oczach i długich, blond włosach, które powiewały delikatnie przy jakimkolwiek ruchu tej niewielkiej istoty. Miała na sobie zwiewną, czerwoną sukienkę do kolan, białe rajstopki oraz czarne lakierki. Wyglądała jak mały aniołek. Bardzo kochała swoją rodzinę, którą była babcia wraz z tatą. Nie tęskniła za mamą, której nawet nie pamiętała. Było jej dobrze i niczego jej nie brakowało. Czuła się szczęśliwa i kochana. 
                Po niedługim oczekiwaniu młody mężczyzna oddał niewielką rączkę dziewczynki swojej matce, a sam zobowiązał się zająć bagażami. Uzgodnili, że obie panie poszukają na początek toalety w pociągu, a on natomiast weźmie walizki i poszuka dogodnego przedziału. Jak zarządzili, tak też zrobili.
                Mężczyzna puścił przodem swoje damy,  a sam wziął do rąk walizki i wszedł z nimi do środka pociągu. Jego towarzyszki szybciutko przemieściły się naprzód, a on zaczął kolejno przeglądać poszczególne przedziały. Zajrzał do pierwszego z nich - jakaś matka z czwórką dzieci. Poszedł dalej - kibice Chelsea. Następnie - trzech biznesmanów…
                Postawił na chwilę bagaże na podłodze. Był wprost oniemiały i oczarowany zjawiskiem, które rozgrywało się przed jego oczami. Zapomniał na moment o otaczającej go rzeczywistości. W kolejnym przedziale siedziała kobieta, która czytała książkę. Ale nie w byle jaki sposób! Widać było, iż ogromnie przeżywa akcję utworu i co jakiś czas zmienia delikatnie swoją minę. Raz po raz pojawiała się zmarszczka na jej nieskazitelnie, gładkiej skórze w okolicach brwi albo subtelne usta zaciskały się i tworzyły cienką linię. Mimo to najpiękniejsze z tego wszystkiego były brązowe oczy, które łapczywie pochłaniały kolejne wersy. Ten piękny widok dopełniały podatne, długie i puszyste włosy, które co chwilę mimowolnym ruchem dłoni zaczesywała raz za prawe, raz za lewe ucho. Mógłby przyglądać się jej tak w nieskończoność, gdyż co chwilę zaskakiwała go to innym ułożeniem ciała, ruchem brwi czy dłoni.
                - Williamie, dlaczego stoisz tu jak kołek i nie przywitasz się z tą młodą damą? – Wyrwała go z zamyślenia matka, która podeszła do niego z wnuczką.
                Był tak zaskoczony i wyrwany z zamyślenia, że zdążył wydukać tylko:
                - Eee… przepraszam. Masz rację, mamo.

                Hermionę Granger zaczął irytować postój, który ciągnął się – w jej mniemaniu – w nieskończoność. Miała przy sobie kolejną książkę, która podobnie jak poprzednia, doprowadzała ją do szewskiej pasji. „Kto wymyśla tak denną fabułę? Przecież ludzie nie są na tyle głupi, by w to uwierzyć…” – myślała. Mimo to była uparta i nie potrafiła odłożyć nawet najgorszej powieści nie przeczytawszy jej do końca. Nie zauważyła nawet, że ktoś bacznie jej się przygląda. Usłyszała tylko pukanie do drzwi przedziału. Odwróciła się w tamtą stronę.
                - Można? – zapytała starsza kobieta uśmiechając się szeroko.
                Hermiona była w stanie tylko pokiwać twierdząco głową, gdyż jej uwagę przykuł ktoś inny… Stał tuż za – prawdopodobnie – swoją matką i przyglądał się jej jakoś… dziwnie. Był doprawdy czarujący i urzekający. Jego spojrzenie zniewalało z nóg. Jak to dobrze, że znajdowała się akurat w pozycji siedzącej. Miała wrażenie, że jest obdarowywana podejrzliwymi spojrzeniami ze względu na grubość książki, którą trzymała w dłoniach, więc czym prędzej schowała ją do torby jak gdyby nigdy nic i próbowała znaleźć sobie szybko nowe zajęcie, aby cała ta sytuacja nie była podejrzana. Niestety nic kreatywnego nie przychodziło jej do głowy.
                Nowo przybyli goście zajęli swoje miejsca i poukładali torby w taki sposób, aby nikomu nie przeszkadzały. Zapadła niezręczna cisza. Nikt nie miał zamiaru jej przerywać, bo z drugiej strony… Nikt nie czuł się zobowiązany do prowadzenia konwersacji. Pociąg ruszył w dalszą drogę i słychać było tylko szum przemieszczających się wagonów po torach. Za oknem pogoda uległa pogorszeniu, gdyż zaczął obficie padać deszcz. Całe szczęście, że dach był szczelny, a nie jak w tych niektórych amerykańskich filmach… I tak oto w tej monotonii mijały kolejne minuty. Hermiona dziwiła się, że nawet obecna tutaj mała dziewczynka potrafiła siedzieć w skupieni bez marudzenia dorosłym, jak to zwykle czynią małe dzieci. Przyglądała się jej przez dłuższą chwilę z braku lepszego zajęcia. Była zafascynowana urodą dziewczynki.
                Mężczyzna świdrował wzrokiem młodą kobietę, która siedziała naprzeciwko. Ta zdawała się tego nie zauważyć – albo udawała, że nie widzi – i przyglądała się z pasją jego córce. Był nadal oczarowany wzrokiem kobiety, w którym kryły się najgłębsze uczucia. Nie potrafił ich jednoznacznie określić. W tym samym czasie starsza kobieta przyuważyła ten cały łańcuszek…

                Mężczyznę irytowały szturchania mamy, która niecierpliwiła się ogromnie, że ten nie zagadnął jeszcze do dziewczyny. Był nieśmiały i obawiał się, że wywrze nie najlepsze wrażenie zwłaszcza, że tyle czasu teraz milczał oraz… Nie wiedział, czy nie zostanie zdyskwalifikowany na samym początku, gdyż posiada nieślubne dziecko… Bał się odrzucenia, a jednocześnie nie chciał być zbyt natarczywy. To, że siedzieli wszyscy razem w przedziale, nie oznaczało zaraz, aby mieli obowiązek się ze sobą zaprzyjaźnić.
                - Nie boi się pani samotnie podróżować? – zagadnęła dziewczynę starsza kobieta, tym samym przejmując inicjatywę. Wyrwała ją z zamyślenia.
                - Nie, proszę mi wierzyć, przeżyłam gorsze rzeczy – odpowiedziała grzecznie i spojrzała na nią z sympatią.
                - Dokąd pani jedzie? Do rodziny? Znajomych czy może…
                „Rodzina… Tak, miałam ją do niedawna, ale musiałam z niej zrezygnować, dla dobra rodziców. To zamknięty rozdział w moim życiu. Nie mam już nikogo, jestem sama…” – pomyślała Hermiona i w tym samym momencie pojawił się ból, który przeszył niczym strzała jej niezabliźnione serce.
                - Nie mam rodziny – weszła jej w słowo ostrym tonem. Natychmiast pożałowała swojej impulsywności i ugryzła się w język.
                - Rozumiem – odpowiedziała szorstko.
                Ponownie zapadła niezręczna cisza, ale Hermiona nie miała zamiaru siedzieć tak bezczynnie z poczuciem winy przez całą drogę. Ta kobieta chciała być miła i nie mogła przecież wiedzieć o tym wszystkim, co zdarzyło się w jej życiu…
                - Proszę mi wybaczyć… Ja po prostu nie mam rodziny, bo… Straciłam ją – Spuściła głowę i kontynuowała – Jadę do znajomych, moich przyjaciół…
                - Bardzo mi przykro – powiedziała ze skruchą w głosie. - To nie ma pani męża? – zapytała po chwili cała podekscytowana.
                Hermiona podniosła głowę i spojrzała na nią szczerze zdziwiona jej pytaniem jak i reakcją. Zdała sobie sprawę, że ma chyba do czynienia z osobą o bardzo zmiennych nastrojach.
                - Nie, nie mam męża, ale co to ma do…
                - To wspaniale! – Kobieta klasnęła w dłonie i spojrzała znacząco na syna. – Słyszałeś, co ta pani powiedziała? – Ten kiwnął głową. Widać był przyzwyczajony do podobnych entuzjastycznych zachowań matki. – Moja kruszynka również jest samotna…
                - Mamo! – Zirytował się w tym momencie mężczyzna. – Jestem pewien, że ta młoda kobieta nie potrzebuje swatki, zresztą ja również, a to, że nie ma męża, nie oznacza od razu, że jest samotna, prawda? – Hermiona nie chciała opowiadać się po żadnej ze stron, więc tylko niepewnie kiwnęła głową.
                Nie zwracając uwagi na zachowanie syna, starsza kobieta pochyliła się do przodu.
                - To jak słoneczko, kiedy wpadniesz do nas na obiad? – zapytała z nadzieją w głosie.
                - Przyjdzie pani? – wtrąciła się czteroletnia dziewczynka, a jej oczy zabłysły z podekscytowania. Panna Granger pomyślała, że odziedziczyła ona jakieś geny po swojej babci i uśmiechnęła się lekko.
                - Czyli tak…? – drążyła.
                Hermiona miała już odpowiedzieć, kiedy mężczyzna zerwał się na równe nogi.
                - Nie no… Ja zaraz zwariuje! Mamo, przecież to jakaś paranoja! – Zdenerwował się. – Przestań w końcu kierować życiem moim i innych ludzi – w tym miejscu wskazał na Hermionę – oraz zaczepiać każdą atrakcyjną kobietę w środkach komunikacji i zajmij się własnymi perypetiami!
                Usiadł z bezradności i ukrył twarz w dłoniach. Starsza kobieta zrobiła się czerwona na twarzy i rzuciła:
                - Nie musiałabym się wtrącać, kiedy umiałbyś zatrzymać kobietę przy sobie. Chodź kochanie, poszukamy jakiegoś baru, a przy okazji skorzystamy z toalety – powiedziała do małej dziewczynki, a następnie obie opuściły przedział. Mężczyzna wstał i zdążył wykrzyknąć jeszcze za nimi:
                - Jak zwykle wiesz wszystko najlepiej, a nic nie rozumiesz!
                Po tym incydencie opadł ponownie na kanapę, ale nie miał odwagi spojrzeć na zszokowaną Hermionę, która sama nie wiedziała, co zrobić lub powiedzieć w takiej sytuacji. Widać było, że coś dręczy tego mężczyznę i sam nie potrafi uporać się z własnymi myślami.
                Mijały kolejne minuty. Panna Granger odważyła się podejść do zdezorientowanego mężczyzny, przykucnęła przy jego kolanach i ostrożnie podjęła rozmowę.
                - Czy wszystko w porządku? – zapytała.
                On spojrzał na nią powoli zatroskanymi oczami. Był w chwilowej melancholii. Wiedział już, że to piękna kobieta, ale teraz, kiedy miał okazję popatrzeć na nią z tak bliska, ujrzał twarz anioła. Tak pięknie świeciły jej się oczy. Martwiła się o niego… Dawno nie widział u nikogo tak czułej troski w źrenicach…
 Najwyraźniej dłużej niż mu się zdawało przyglądał się brązowookiej piękności, gdyż ta znów zapytała:
                - Czy dobrze się pan czuje?
                I te głos, który brzmiał jak symfonia o najdelikatniejszych nutach. Zupełnie jak gdyby wkradły się do niego pojedyncze dzwoneczki… Dopełnieniem tego wszystkiego był słodki zapach kobiety, który pieścił jego nozdrza…
                Hermiona nie była pewna, co się dzieje. Martwiła się, czy aby na pewno nic mu nie jest. Skorzystała z okazji i przyglądała się idealnym rysom twarzy mężczyzny. Każdy zarys, wypukłość, zagłębienie… Dobrze dobrane proporcje, perfekcyjnie wycięte usta, urokliwe oczy… To wszystko składało się na jedną doskonałość twarzy tego człowieka.
                - Przepraszam, czy wezwać lekarza…? – Potrząsnęła lekko jego ramieniem. Ten złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Bardzo ją wystraszył. Próbowała się uwolnić. „Mój aniele, mój aniele…” – szeptał.
                W tym momencie weszła do przedziału starsza pani z wnuczką. Zobaczywszy całą sytuację uśmiechnęła się szeroko. Hermiona odetchnęła z ulgą. Miała już zacząć krzyczeć, ale nie było to teraz konieczne. Z drugiej strony dopiero teraz zdała sobie sprawę, w jak dwuznacznej sytuacji się znalazła… Myślała, że zapadnie się pod ziemię ze wstydu.
                - To nie tak jak pani myśli… - próbowała się tłumaczyć.
                - Wiem kochanie… Po prostu ładnie razem wyglądacie…
                - On majaczy… Co mu jest? Musi pani wezwać lekarza!
                - Spokojnie, moje dziecko. Mój syn jest po prostu chory. Nie otrzymał leków, zupełnie o tym zapomnieliśmy. Ale to dopiero początek objawów, więc proszę się nie martwić. Pakowaliśmy się wczoraj w pośpiechu, musiałam podlać kwiaty, pies przewrócił segment…
                - Niech pani tak tutaj nie stoi! Trzeba wezwać lekarza! – gorączkowała się panna Granger.
                - Tatusiu, tatusiu, co ci jest… - Podbiegła do niego córeczka i objęła dłońmi jego twarz. Następnie podeszła do jednej z toreb i zaczęła w niej grzebać.
                - Podziwiam pani troskę o nieznajomego mężczyznę…
                - Niechże pani coś zrobi, do cholery! – Młoda kobieta była bliska histerii. Widziała w oczach mężczyzny jakiś głęboki ból, a jednocześnie zdawało jej się, że ten zaraz zemdleje.
                - Babciu… - zaczęła niepewnie mała dziewczynka, która pojawiła się nie wiadomo kiedy u boku obu pań. Odwróciły się w jej stronę. – Czy to są te lekarstwa? – Wyciągnęła przed siebie niewielkie rączki. Trzymała w nich zwiniętą torebkę foliową, w której wyraźnie odbijały się jakieś papierowe opakowania.
                - Tak kochanie, to te – powiedziała łagodnie i wzięła je w dłonie. – Niech się pani nie martwi – zwróciła się do Hermiony – zaraz je zaaplikuje i będzie pani wolna. Proszę się z nim nie szarpać, bo to nie ma sensu. Oboje zrobicie sobie krzywdę. – Brązowooka pokiwała głową na znak potwierdzenia.
                Cała ta sytuacja i jej ciąg dalszy zajęła parę minut. Najpierw było trzeba kupić wodę, następnie rozpuścić w niej lekarstwa, a na końcu podać choremu. Hermiona była w opłakanej sytuacji – nie mogła się ruszyć ani też pomóc, co również ją irytowało. Nie znosiła bezczynności. Choć z technicznego – powiedzmy – punktu widzenia podróż do Norwich nie była bardzo daleka, to ciągnęła się w nieskończoność. Dziewczyna pragnęła tylko dotrzeć w spokoju do celu swej „wycieczki”, a los zgotował jej takie „atrakcje”. Poczuła się przez chwilę jak jakiś uczestnik durnowatego reality show lub – co gorsza – ofiara czyjegoś żartu. Nie raz podróżowała pociągiem, tylu ludzi na świecie przemieszczało się tym środkiem komunikacji, a „szczęście” musiało spotkać akurat . Pragnęła, aby ktoś tu przyszedł i powiedział, że to jakiś głupi żart i zakończył tę maskaradę. Niestety… nic podobnego się nie wydarzyło.
                Z drugiej strony panna Granger miała okazję popatrzeć z niezwykle małej odległości na twarz mężczyzny, w czym nie przeszkadzała sobie już od paru minut. Owszem, była w niekomfortowym położeniu, na co sama narzekała, ale teraz zaczęła znajdować w tym dużo plusów. Mogła do woli patrzeć w brązowe tęczówki – oczywiście, kiedy starsza pani wychodziła po coś w wnuczką, i co prawda później jej częste opuszczanie przedziału zaczęło wydawać się podejrzane, to jednak nie przejmowała się tym zbytnio – i widziała w nich coś, co trudno opisać słowami. Połączenie paru rzeczy – ciepła, zaufania, tajemniczości… i czegoś, czego już nie potrafiła sprecyzować.
                Starsza kobieta wróciła i podała choremu lek.
                - Może już pani powoli uwolnić nadgarstki. – Zwróciła się do Hermiony. Dziewczyna poczuła, że w zasadzie jej troszkę szkoda wracać do szczytu sprawności po uścisku mężczyzny, gdyż jego dłonie były takie ciepłe i delikatne w dotyku.
                Wszyscy wrócili już na swoje dawne miejsca w przedziale. W powietrzu wisiało jeszcze pewne zakłopotanie spowodowane tą całą sytuacją. Być może odczuwała je tylko Hermiona, gdyż po minach pozostałych nie było widać krzty skrępowania. Jednakże znów nastała niezręczna cisza. Potęgowało ją napięcie. No może obok niej mężczyzna wydawał z siebie co jakiś czas zduszone dźwięki.
               
Młoda kobieta spojrzała za okno. Miała nadzieję ujrzeć zalążek cywilizacji, a nie tylko drzewa jak do tej pory. Oznaczałoby to, że dojeżdżają na miejsce i skończyłaby się ta nieszczęsna przygoda. Niestety, niczego takiego nie zauważyła, a to oznaczało jeszcze ileś tam minut drogi, która może się przedłużyć ze względu na częste przystanki i postoje. Żałowała w duchu, iż nie wybrała przelotu samolotem, ale tak to jest, kiedy stawia się na oszczędność i ekonomię. Z drugiej strony nie spotkałaby prawdopodobnie już nigdy w życiu tak przystojnego mężczyzny… Ale mimo wszystko miała nadzieję, że jej współtowarzysze opuszczą niedługo ten przedział, zanim dotrze na miejsce, gdyż miała dość przygód jak na jeden dzień.
                - Babciu, spójrz! Jaka brzydka pogoda! Chyba nadciąga burza! W Norwich też tak będzie? – zapytała dziewczynka wskazując okno.
                Hermiona głęboko westchnęła. Faktycznie, deszcz padał w dalszym ciągu, a ona nie przygotowała się pod względem ubrań do takiej pogody. Pomyślała, że będzie musiała pożyczyć coś od Ginny, kiedy dojedzie na miejsce. Oprócz tego dopiero teraz doszedł do jej świadomości fakt, że nowi znajomi będą jechać do samego Norwich, czyli dokładnie tam, gdzie ona. Jej nadzieje o choć paru minutach podróży w całkowitej samotności legły w gruzach.
                - Synku, witamy w świecie żywych – powiedziała z czułością starsza pani i pocałowała na wpół leżącego mężczyznę w czoło.
                - Tatusiu! – zawołała dziewczynka i rzuciła się mu na szuję. On powoli otworzył szeroko oczy, a swą prawą dłoń położył na czole.
                - Boli? – zapytała z troską matka.
                - Nie bardzo… - odpowiedział jej ochryple, poczym odchrząknął – Wiecie, co? Chyba polubię swoją chorobę.
                - Cóż to za brednie? – oburzyła się starsza kobieta.  – Czy nie masz gorączki? – Przyłożyła mu dłoń do policzka.
                - Babciu, chyba podałaś tacie za mało lekarstwa…
                - Nic z tych rzeczy! – Uśmiechnął się mężczyzna. – Po prostu widziałem anioła… piękną kobietę…
                - Toć to przecież trzymałeś ją za ręce! Nie pamiętasz? Biedaczka… uważa nas pewnie teraz za jakiś przybyszów z innego świata…

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz