wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 3 cz. 2


Ona
Hermiona nie zwracała szczególnej uwagi na to, co się dzieje wokół niej lub chociażby o czym rozmawiają jej współtowarzysze. Patrząc wcześniej w okno pozostała w tej samej pozycji. Rozmyślała obecnie o tym, z czym przyjdzie jej się zmierzyć już niedługo. Zdecydowała się odwiedzić państwa Weasley głównie ze względu na Ginny, która strasznie się o nią martwiła. I tak odwlekała to spotkanie z powodu tego, iż nie chciała natknąć się na jej brata. Już nawet zapomniała jak ma na imię, tak bardzo, a zarazem skutecznie wybiła go z głowy. Zdawała sobie jednak sprawę, iż rudowłosa przyjaciółka będzie chciała poznać wszystkie szczegóły dotyczące tego tematu tabu, od czego Hermiona uciekała od ładnych „paru” dni.
- Popatrz, tam siedzi. – Wskazała ręką starsza pani na młodą kobietę. Dopiero to zdanie wyrwało pannę Granger z zamyślenia.
Mężczyzna, który leżał na siedzeniu, wspiął się na łokciach i podniósł się do pozycji siedzącej. Jeszcze przed chwilą miał mroczki przed oczami, które po chwili ustąpiły. Spojrzał lekko nieprzytomnym spojrzeniem na Hermionę i uśmiechnął się delikatnie. „Więc to jednak nie był sen – pomyślał. – Ale pewnie ma mnie już za wariata.” Przysunął się powoli i delikatnie bliżej młodej kobiety chcąc przeprosić i nawiązać z nią rozmowę, ale w tym momencie na kolana wskoczyła mu córka.
- Tatusiu, tatusiu! – wykrzykiwała wesoło. – Czy możemy iść z babcią do automatu? Sprzedają tam takie małe misie! Może uda mi się jakiegoś wylosować. Mogę, mogę?! Proszę!!! – Zaczęła podskakiwać.
Ojciec spojrzał podejrzliwie na matkę, która zrobiła minę niewiniątka. Wiedział, że coś tu jest nie tak i krył się za tym jakiś spisek. Nie wyraził jednak żadnego sprzeciwu, gdyż nie chciał zgasić entuzjazmu swojej ukochanej córce. Kiwnął jedynie głową i postawił dziewczynkę na ziemi. Uradowana wzięła babcię za rękę i obie opuściły przedział.
Mężczyzna westchnął głęboko i spojrzał ze zrezygnowaniem na Hermionę. Ta z trudem powstrzymywała śmiech. Doskonale rozumiała tę sytuację i bawiło ją zachowanie matki towarzysza. Ten wiedział, że już większego błazna z siebie nie zrobi niż do tej pory i nie miał w tym momencie nic do stracenia.
- Domyślałam się, co sobie pani o mnie myśli… - zaczął niepewnie i podniósł głowę, aby dostrzec reakcję dziewczyny. Nie zmieniła pozycji nawet o milimetr. Żadne z naczynek krwionośnych nawet nie drgnęło na jej porcelanowej twarzy. Siedziała jak zaklęta.
- Może nie tylko o mnie, ale i o mojej mamie czy córce… - ponowił próbę.
- Pańska córeczka jest doprawdy uroczym dzieckiem, natomiast matka bardzo pana kocha – Hermiona rozpromieniła i uśmiechnęła się szeroko.
- Nie… nie, nie rozumiem – zdziwił się mężczyzna. – Nie jest pani zła, oburzona…? Spodziewałem się innej reakcji…
- Jeśli mam być szczera, z początku troszkę tak było… Nigdy wcześniej nie znalazłam się w takiej sytuacji i trochę mnie to przerosło oraz zaskoczyło… Ale takie rzeczy się zdarzają, prawda?
- Czy mogę to pani jakoś wynagrodzić? – Przysunął się bliżej.
- Ale co? – Zaśmiała się. – To, że nie umarłam z nudów podczas podróży i miałam okazję odnaleźć się w nowej sytuacji zdobywając tym samym doświadczenie, które być może okaże się przydatne w mojej przyszłej pracy zawodowej? Nie… To ja powinnam panu dziękować, naprawdę.
Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę, czy to nie sarkazm. W tym samym czasie w głowie Hermiony zrodziła się wizja, kiedy to miałaby siedzieć samotnie w tym przedziale i przez całą podróż bić się z własnymi myślami… Zimny dreszcz przeszedł ją po plecach i wzdrygnęła się mimowolnie. Pomyślała, że chyba nie dotarłaby do Ginny w jednym kawałku.
Młody mężczyzna przyglądał się jej przez chwilę. Na jego twarzy malowała się troska.
- Zauważyłem, że pani za dużo myśli i… Chyba coś panią dręczy, mam rację…? – zapytał delikatnie uważając, aby nie zachować się nietaktownie.
- To nie pana sprawa! – Znów zareagowała zbyt impulsywnie, podobnie jak parę minut wcześniej w rozmowie ze starszą panią. Wiedziała, że musi odpocząć. Od wszystkiego. Choć tak naprawdę minęło już trochę czasu, a ona nadal nie potrafiła się pozbierać. Gdyby miała pracę, albo chociaż jakieś zajmujące hobby, ale takie, z którego nie potrafiłaby się wyrwać i wrócić do szarej rzeczywistości, to może… Może nie myślałaby tyle i przestałyby ją dręczyć takie myśli jak dotychczas, bolące wspomnienia, które jedynie żłobiły głębszą raną w jej sercu bez żadnych szans na zabliźnienie.
Mężczyzna widział, że kobieta nie jest w najlepszym stanie emocjonalnym i stwierdził, iż zrobił bardzo głupio próbując z nią flirtować. Odsunął się i wlepił wzrok w sufit.
- Wcale nie wymuszam na pani żadnych zwierzeń – powiedział spokojnie spoglądając za okno, aby choć kątem oka dostrzec jej minę. – Tylko…
- Wie pan, co myślę? – zirytowała się. – Że to wszystko to jakiś spisek i….
- Owszem, też tak sądzę – wszedł jej w słowo i uśmiechnął się delikatnie. – Moja mama jest w tym ekspertem i powiem pani…
- Mam się z tego cieszyć?!
- No wreszcie jakaś normalna reakcja. – Klasnął w dłonie. – Choć ten zmienny nastrój rodem ze szkoły średniej wywodzący się od nastolatek…
- Po prostu PMS – weszła mu w słowo.
- Co takiego? – szczerze się zdziwił.
- Zespół napięcia przedmiesiączkowego, o ile się nie mylę.
Roześmiali się oboje.
- Zupełnie jak nastolatka, taka córunia mamusi…
- Zupełnie jak chłopak na pierwszej randce, który próbuje flirtować i poderwać dziewczynę…
Zaczęli się droczyć.
- Może mi pan powie, że nigdy nie spotkał się pan z takimi zmianami nastroju o swojej żony, hm?
Niemal natychmiast pożałowała swojej sugestii. Przez twarz mężczyzny przeszedł niemy ból. Widać było, iż przez tę chwilę przeżywał najgorsze katusze, jakie można by sobie wyobrazić. Jego oczy stały się szkliste, usta wygięły się w prostą, zaciśniętą linię, natomiast reszta twarzy przypominała biel kartki papieru kancelaryjnego. Nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, tylko dłonie zacisnął w zwarte pięści.
- Ja… ja przepraszam… nie chciałam… - Hermiona była w szoku i z trudem dobierała odpowiednie słowa. Zresztą nie po raz pierwszy dnia dzisiejszego. Nie wiedziała, jak się zachować w takiej sytuacji. Z jednej strony chciała uciec z tego miejsca jak najdalej lub może schować się gdzieś głęboko pod ziemię albo… Po prostu podejść do tego mężczyzny i go przytulić. Może i go nie znała, ale biło od niego takie ciepło i zaufanie, którego wręcz nie sposób było zignorować.
Przez paręnaście sekund milczeli. Dziewczyna czuła się strasznie głupio i zdawała sobie sprawę jak wielki popełniła faux plaux. Nie wiedziała, czy powinna przerwać tę ciszę. Coś jednak podpowiadało jej, iż powinna zaczekać, aż to mężczyzna zabierze głos.
Wkrótce się doczekała.
- Kiedyś kochałem dziewczynę – zaczął niepewnie. Mówił powoli z twarzą zwróconą w stronę okna. – Byliśmy młodzi, po prostu dzieciaki z sąsiedztwa. Nigdy nie przyznałem się do tego uczucia, bo cóż ono wtedy znaczyło…. Po latach wiem, że się myliłem. Było dla mnie wszystkim… - Zrobił w tym miejscu dłuższą przerwę. – Zachowałem się wtedy jak kretyn i nie zaakceptowałem jej… odmienności. Zerwałem z nią kontakt. – Wstał na chwilę, jak gdyby sobie coś przypomniał, ale zrezygnował i z powrotem usiadł na miejsce.
Hermiona na moment również oderwała się od jego opowieści. Przypomniała sobie, kiedy to ona była małą dziewczynką. Miała wtedy przyjaciela, który ją porzucił… Tylko ze względu na jej przynależność do świata magii. Myślała, że ta bratnia dusza – wtedy najbliższa osoba jej sercu – zrozumie i zaakceptuje ją taką, jaka jest. Stało się zupełnie inaczej, a ich drogi się rozeszły.
- W dość młodym wieku miałem żonę – podjął niespodziewanie. – Byliśmy młodzi, może nawet niedojrzali, a na pewno głupi. Bo kto bierze ślub zaraz po skończeniu pełnoletności? Nikt, no właśnie… Była dobrą kobietą, która kochała mnie bez pamięci, a ja… Dzisiaj wiem, że byłem do niej jedynie przywiązany i było to na zasadzie relacji takiej, którą utrzymuje się z rodzicami, których sobie nie wybieramy i kochamy mimo wszelkich wad i nieporozumień między sobą. Ze Scarlett było podobnie. Ona mnie wybrała, a ja po prostu leczyłem przy niej swe rany poprzedniej miłości.
- Nadal kochał pan tamtą dziewczynę? – wypaliła Hermiona i natychmiast ugryzła się w język.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
- Tak, nigdy jej nie zapomnę. I nadal ją kocham. Często zastanawiam się, co teraz robi, czy mnie pamięta, może założyła rodzinę… - Widać było, że ciężko mu z tą myślą. Ponownie skierował wzrok w stronę okna i kontynuował. – Co do mojej byłej żony… Owszem, zapewniałem ją, że ją kocham, i kiedy doszedłem do wniosku, że ta miłość bierze się jedynie z troski i obowiązku zapewnienia jej bezpieczeństwa… Pan Bóg wezwał ją do siebie. Zginęła w wypadku samochodowym trzy lata temu. Sarna przebiegła jej drogę.   
Zrobił w tym miejscu małą przerwę pozostając w bezruchu. Hermiona wstrzymała na chwilę oddech. Zdała sobie sprawę, że faktycznie zachowywała się do tej pory jak obrażona na cały świat dziewczynka, kiedy przeżywała poważniejszy zawód miłosny… Ale nikt przecież przy tym nie umarł! A tu obok niej człowiek, całkiem pogodny, który już tyle w życiu przeszedł…
- Bardzo to przeżyłem i nie potrafiłem się z tym pogodzić. Zżyłem się z nią i kochałem ją, choć… nie byłem w niej zakochany. Zdaje sobie sprawę, że ciężko to zrozumieć, o czym mówię… Zanim to wszystko się stało, Scarlett wydała na świat piękną dziewczynkę, Irinę. Imię dość nietypowe i zagraniczne, ale skoro moja żona sobie takiego zażyczyła, nie miałem nic przeciwko. Choć minęło trochę czasu, często o niej myślę. Wracam do przeszłości i zastanawiam się, co by było gdyby… Nikt i nic mi już jej nie zwróci, ale widocznie tak miało być. Teraz mam śliczną córkę, która jest bardzo podobna do matki… No i oczywiście mam jeszcze swoją mamę, która… Nie wszystko rozumie. Albo też dlatego, że nigdy nie lubiła Scarlett, bo jak mówiła „Dla tej dziewuchy świat jest wiecznym kołowrotkiem.”. Coś w tym było, tym pośpiechu i szybkim stylu życia mojej żony. Zupełnie, jakby się tego wszystkiego spodziewała i brała szczęścia, ile tylko mogła udźwignąć… Dla mojej matki natomiast życie płynie dalej i nie rozpamiętuje ona przeszłości. Zupełnie jak gdyby jej nigdy nie było. Moja córka nie pamięta swojej matki i nie sądzę, żeby za nią tęskniła, bo nigdy jej nie wspomina. To trochę przykre…
W tym miejscu przerwał swoją opowieść. Zamyślił się i przez moment patrzył w okno. Jednak oderwał się od niego i spojrzał na zahipnotyzowaną pannę Granger, która jeszcze nie wróciła myślami do świata żywych. Uśmiechnął się do niej.
 - Niech mi pani wybaczy tą niestosowność. Rzadko podróżuję, a jeśli już, nie zwykłem zaczepiać nieznajome kobiety i zanudzać je swoimi opowieściami… W zasadzie – dodał po chwili namysłu – nikomu nie opowiadałem tego wcześniej…
Hermiona doszła już do siebie. Dawno tak nikt jej nie wzruszył. Żadna książka w całości wymyślona przez jakiegoś autora, nigdy nie będzie równać się życiowemu doświadczeniu.
- Nic nie szkodzi, naprawdę – zapewniła z pewnością. – Brakuje mi słów, aby pana jakoś pocieszyć w takiej sytuacji…
- Nie chciałem pani obarczać swoimi problemami ani nie oczekuję wsparcia, jednakże jestem niezmiernie wdzięczny, że była pani tak miła i mnie wysłuchała. Chyba tego potrzebowałem, wygadać się komuś.
- Oczywiście, że tak! Pamiętam każde słowo. Naprawdę przykro mi z powodu pańskiej żony i miejmy nadzieję, że tak gdzie jest teraz, ma dużo lepiej jak my tutaj na ziemi.
- Z pewnością… - rzekł z przekonaniem i zadumał się. – Wie pani, co? Mam wrażenie, że ona cały czas tu z nami jest. Czuwa nad moją rodziną i w pewien sposób opiekuje się nami oraz wychowuje naszą wspólną córkę. Wiem, może to dziwne i nieprawdopodobne, ale…
- Chciałby pan cofnąć czas?
- I tak, i nie. Z jednej strony chciałbym mieć kompletną rodzinę i patrząc też na dobro córki dobrze byłoby, gdyby wychowywała się jednak pod okiem mamy. Moje towarzystwo i mojej matki może kiedyś nie wystarczyć. Rozumie pani, dojdzie do wieku dojrzewania i chciałbym, aby miała w takiej osobie oparcie. Ja z jej babcią to pokolenie emerytów – Zaśmiał się. – i nie wiem, czy nie odbije się to na psychice dziecka.
- Sądzę, że gdy mała pójdzie do szkoły zdąży się jeszcze wiele nauczyć. Znajdzie rówieśniczki, z którymi porozmawia na takie tematy. Choć przyznam tu panu rację, że nikt nie zastąpi jej rodzonej matki. A dlaczego nie chciałby pan cofnąć czasu?
- Bo… wierzę w przeznaczenie, choć jestem osobą bogobojną. Sądzę, że tak musiało być i skoro taka była wola Boga, nie chciałbym nic zmieniać ani ingerować w sprawy tych na górze.
- Irina wie, że jej mama zginęła w wypadku? – zapytała delikatnie po dłuższej chwili przerwy.
- Tak, wie. Choć nie sądzę, że do końca rozumie. Z innej strony to jednak mądra dziewczynka. Czas pokaże, co z tego wszystkiego będzie. A pani ma rodzinę?
- Nie, nie mam. Znaczy rodziców tak, w sumie, prawie. To skomplikowane.
- A, tak. Faktycznie pani wspominała o tym wcześniej, przepraszam.
- Nic nie szkodzi. – Uśmiechnęła się promiennie.
  W tym momencie wróciły do przedziału obie współtowarzyszki mężczyzny. Były niezwykle roześmiane i zadowolone. Miały przy sobie trzy reklamówki, w których schowały zakupy. Dodatkowo dziewczynka trzymała w dłoniach swoją upragnioną zabawkę.
- Tatusiu, zobacz! Mam misia! – rzuciła mu się w ramiona.
- Właśnie widzę kochanie. – Ucałował ją we włosy i spojrzał na starszą kobietę. – Mamo, co ja mówiłem o kupowaniu słodyczy?
- Synku, przecież dzieci lubią…
- Irina tego wszystkiego nie zje! – Wszedł jej w słowo. – A ja tu widzę, że w tych trzech torbach zmieściło się z dziesięć kilogramów cukierków…
- Tatusiu, nie gniewaj się na babcię. – Pogłaskała go dłonią po policzku.
- Synku, przecież jedną torbę damy naszej nowej znajomej w zamian za pomoc – Spojrzała na Hermionę. – resztę odłożymy na święta…
- Pół roku do świąt, a ty tu…! Zresztą ile my jemy? Pięć cukierków?! – zdenerwował się.
- Tatusiu, babciu, proszę pani, patrzcie!  - krzyknęła dziewczynka pokazując palcem za okno. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
Widok był wprost zdumiewający, zapierał aż dech w piersiach. Mknęli przez gęsty las, kiedy nagle wjechali w sam środek doliny. Znajdowali się kilkadziesiąt metrów nad ziemią na jakimś długim moście. Pod nimi wiła się rzeka, której koniec jedynie dostrzegli gdzieś parę kilometrów dalej. W oddali widać było jedynie zarysy peryferii miasta, które wskazywały, że muszą znajdować się już niedaleko swojego celu podróży. Z sekundy na sekundę stały się bardziej widoczne. Umożliwiało to teraz odróżnienie budynków fabryk od kominów i wydobywających się z nich dymów.
Wszyscy w głębi duszy cieszyli się z powodu kończącej się wycieczki. Mieli jednak obawy, co do nadchodzących kolejnych godzin. Wracali do szarej rzeczywistości, w której mają do załatwienia jakieś sprawy. Ich myśli wędrowały daleko i błądziły po nieznanych przestrzeniach.
Do Hermiony znowu zawitały wcześniejsze obawy. Poczuła ucisk w brzuchu. Wiedziała, że już niedługo nadejdzie chwila, w której przyjdzie jej się zmierzyć z problemami, które zostawiła niedawno za sobą. Nie była przekonana, czy da sobie z nimi radę w chwili obecnej. Bardziej z prośby Ginny niż własnego pomysłu jechała teraz w „nieznane”, aby stawić im czoła. Co z tego wyniknie? Miało to się okazać w czasie upływu najbliższych godzin.
- Gdzie pani wysiada? – wyrwał ją z zamyślenia głos starszej kobiety. Patrzyła na nią z rozpromienioną twarzą.
- W centrum, proszę pani – odpowiedziała spokojnie. Widać było, że nie zadowoliła tą odpowiedzą matki mężczyzny. – A państwo? – zapytała po chwili.
- My znacznie dalej na piątym chyba przystanku. Musimy załatwić parę spraw poza miastem. A może chciałaby pani wybrać się z nami? Później i tak wracamy do centrum…
- Mamo… Proszę cię – rzucił błagalnym tonem jej syn.
Hermiona uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że nic z tego nie będzie, ale chciała być miła.
- Przykro mi, ale jestem już umówiona. To znaczy…  ktoś czeka na mnie na moim przystanku.
- Widzisz, zdążyła się już umówić! – Starsza kobieta dała sójkę w bok mężczyźnie. – A ty nie potrafisz nawet zaprosić ją na randkę…
Dziewczyna nie zwracała dalej uwagi, o czym rozmawiali. Co prawda lubiła posłuchać ich przekomarzania, ale nie mogła się teraz na tym skupić, kiedy coraz bardziej zżerał ją stres. Wiedziała, że już praktycznie za chwilę zobaczy Ginny, która wypyta ją o wszystkie szczegóły, zanim zdążą wrócić do domu. Może to i dobrze, że wcześniej, niż odwlekać rozmowę na później, ale…
Poczuła, że skurczył jej się żołądek. Mimowolnie dotknęła tego miejsca i rozmasowała je delikatnie. Wzięła kilka głębszych wdechów.
W przedziale panowała cisza. Była doprawdy kojąca w tych kłębkach nerwów. Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę, co ją spowodowało i miała nadzieję, że nie jej milczenie. Zauważyła, że jej współtowarzysze –  najwidoczniej po doprowadzeniu „sprzeczki” do końca – chcieli uszykować torby do wyjścia. Zapakowali w nie drobne rzeczy, które wyjęli w między czasie. Hermiona uznała, że to dobry pomysł, bo przecież to i ona prędzej wychodzi z pociągu, a nawet się tym nie zainteresowała przez te wszystkie nerwy. Rozejrzała się wokół siebie i z ulgą stwierdziła, że wszystko ma spakowane.
Maszyna zaczęła powoli się zatrzymywać. Rozległ się pisk hamujących kół, które tarły z dużą siłą o tory kolejowe. Pociąg był dość długi, więc trwało to paręnaście sekund.
- No cóż, musimy się pożegnać – powiedział z uśmiechem mężczyzna zwracając się do Hermiony. Ta odwróciła się w jego stronę i odwzajemniła gest.
- Zgadza się.
- Jeszcze raz przepraszam za zachowanie w pociągu…
- Wpadnie pani do nas na obiad? Zatrzymujemy się niedaleko…
- Mamo, proszę!
- Przyjdzie pani? – Podeszła do niej mała dziewczynka hipnotyzując ją błagalnym spojrzeniem. Nie sposób było jej odmówić.
- No dobrze, jak będę miała trochę czasu, odwiedzę państwa, dobrze? – uległa namowom.
- To wspaniale! – Klasnęła w dłonie matka mężczyzny.
Hermiona spojrzała za okno. Pociąg już stanął i zaraz miał odjeżdżać w dalszą drogę.
- Proszę mi wybaczyć, ale muszę już iść. – Pogrzebała szybko w torbie. – Proszę, to moja wizytówka. – Podała ją babci Iriny i wybiegła z przedziału krzycząc gdzieś w powietrze coś w stylu „Do szybkiego zobaczenia!”.
Starsza kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Była zadowolona i dumna jednocześnie.
- Mamo, co ty kombinujesz? – Pokręcił głową z dezaprobatą .
- Nic zauważyłeś? – zdziwiła się.
- Czego? O co ci chodzi? Dlaczego jesteś taka tajemnicza?
Podała mu wizytówkę.
Mężczyzna usiadł z wrażenia. Ona… To była ONA! Jak on mógł jej nie poznać… Owszem, minęło parę lat i na pewno się zmieniła, ale… Jej głos był przecież ten sam! Wróciły do niego wspomnienia. Wspólne dzieciństwo, zauroczenie i uczucie… Otrząsnął się jednak, kiedy pomyślał, że pierwsza i jedyna miłość jego życia za chwilę pójdzie gdzieś w świat, a on po raz kolejny ją straci… być może już na zawsze. A przecież los zgotował mu taką szansę…
Pociąg zaczął ruszać. Zrobił się tłok na korytarzu, kiedy nowi pasażerowie szukali wolnych miejsc. Mężczyzna wybiegł z przedziału i skierował się ku wyjściu. Słyszał tylko za sobą nawoływania matki, która próbowała go powstrzymać. Już miał wyskoczyć z pociągu, kiedy sparaliżował go widok…
Brązowooka kobieta stała na peronie najwyraźniej kogoś szukając. Zaszedł ją od tyłu jakiś brunet w okularach, któremu rzuciła się na szyje…
Pod mężczyzną ugięły się kolana… Ten obraz już dawno zniknął z jego pola widzenia, ale on nadal miał go przed oczami. Nie mógł w to uwierzyć, że stracił taką szansę. Być może jedną jedyną. Ale… czy ona go poznała? Czy rozpoznała w nim dawnego przyjaciela?
Pociąg mknął dalej pozostawiając za sobą przeszłość.


3 komentarze:

  1. o kurcze! no nie możliwe! jakie spotkanie po latach! wow! tylko ... co z Draconem ? pozdraiwam Arianna vel Esper

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :) Dalej poszukujesz bety? Napisz do mnie: sysia1992@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) Dalej poszukujesz bety? Napisz do mnie: sysia1992@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń