Ona
Hermiona nie zwracała szczególnej uwagi na to, co się dzieje wokół niej
lub chociażby o czym rozmawiają jej współtowarzysze. Patrząc wcześniej w okno
pozostała w tej samej pozycji. Rozmyślała obecnie o tym, z czym przyjdzie jej
się zmierzyć już niedługo. Zdecydowała się odwiedzić państwa Weasley głównie ze
względu na Ginny, która strasznie się o nią martwiła. I tak odwlekała to
spotkanie z powodu tego, iż nie chciała natknąć się na jej brata. Już nawet
zapomniała jak ma na imię, tak bardzo, a zarazem skutecznie wybiła go z głowy.
Zdawała sobie jednak sprawę, iż rudowłosa przyjaciółka będzie chciała poznać
wszystkie szczegóły dotyczące tego tematu tabu, od czego Hermiona uciekała od
ładnych „paru” dni.
- Popatrz, tam siedzi. – Wskazała ręką starsza pani na młodą kobietę.
Dopiero to zdanie wyrwało pannę Granger z zamyślenia.
Mężczyzna, który leżał na siedzeniu, wspiął się na łokciach i podniósł
się do pozycji siedzącej. Jeszcze przed chwilą miał mroczki przed oczami, które
po chwili ustąpiły. Spojrzał lekko nieprzytomnym spojrzeniem na Hermionę i
uśmiechnął się delikatnie. „Więc to jednak nie był sen – pomyślał. – Ale pewnie
ma mnie już za wariata.” Przysunął się powoli i delikatnie bliżej młodej
kobiety chcąc przeprosić i nawiązać z nią rozmowę, ale w tym momencie na kolana
wskoczyła mu córka.
- Tatusiu, tatusiu! – wykrzykiwała wesoło. – Czy możemy iść z babcią do
automatu? Sprzedają tam takie małe misie! Może uda mi się jakiegoś wylosować.
Mogę, mogę?! Proszę!!! – Zaczęła podskakiwać.
Ojciec spojrzał podejrzliwie na matkę, która zrobiła minę niewiniątka. Wiedział,
że coś tu jest nie tak i krył się za tym jakiś spisek. Nie wyraził jednak
żadnego sprzeciwu, gdyż nie chciał zgasić entuzjazmu swojej ukochanej córce.
Kiwnął jedynie głową i postawił dziewczynkę na ziemi. Uradowana wzięła babcię
za rękę i obie opuściły przedział.
Mężczyzna westchnął głęboko i spojrzał ze zrezygnowaniem na Hermionę. Ta
z trudem powstrzymywała śmiech. Doskonale rozumiała tę sytuację i bawiło ją
zachowanie matki towarzysza. Ten wiedział, że już większego błazna z siebie nie
zrobi niż do tej pory i nie miał w tym momencie nic do stracenia.
- Domyślałam się, co sobie pani o mnie myśli… - zaczął niepewnie i
podniósł głowę, aby dostrzec reakcję dziewczyny. Nie zmieniła pozycji nawet o
milimetr. Żadne z naczynek krwionośnych nawet nie drgnęło na jej porcelanowej
twarzy. Siedziała jak zaklęta.
- Może nie tylko o mnie, ale i o mojej mamie czy córce… - ponowił próbę.
- Pańska córeczka jest doprawdy uroczym dzieckiem, natomiast matka bardzo
pana kocha – Hermiona
rozpromieniła i uśmiechnęła się szeroko.
- Nie… nie, nie rozumiem – zdziwił się mężczyzna. – Nie jest pani zła,
oburzona…? Spodziewałem się innej reakcji…
- Jeśli mam być szczera, z początku troszkę tak było… Nigdy wcześniej nie
znalazłam się w takiej sytuacji i trochę mnie to przerosło oraz zaskoczyło… Ale
takie rzeczy się zdarzają, prawda?
- Czy mogę to pani jakoś wynagrodzić? – Przysunął się bliżej.
- Ale co? – Zaśmiała się. – To, że nie umarłam z nudów podczas podróży i
miałam okazję odnaleźć się w nowej sytuacji zdobywając tym samym doświadczenie,
które być może okaże się przydatne w mojej przyszłej pracy zawodowej? Nie… To
ja powinnam panu dziękować, naprawdę.
Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę, czy to nie sarkazm. W tym samym
czasie w głowie Hermiony zrodziła się wizja, kiedy to miałaby siedzieć samotnie
w tym przedziale i przez całą podróż bić się z własnymi myślami… Zimny dreszcz
przeszedł ją po plecach i wzdrygnęła się mimowolnie. Pomyślała, że chyba nie
dotarłaby do Ginny w jednym kawałku.
Młody mężczyzna przyglądał się jej przez chwilę. Na jego twarzy malowała
się troska.
- Zauważyłem, że pani za dużo myśli i… Chyba coś panią dręczy, mam
rację…? – zapytał delikatnie uważając, aby nie zachować się nietaktownie.
- To nie pana sprawa! – Znów zareagowała zbyt impulsywnie, podobnie jak
parę minut wcześniej w rozmowie ze starszą panią. Wiedziała, że musi odpocząć.
Od wszystkiego. Choć tak naprawdę minęło już trochę czasu, a ona nadal nie
potrafiła się pozbierać. Gdyby miała pracę, albo chociaż jakieś zajmujące
hobby, ale takie, z którego nie potrafiłaby się wyrwać i wrócić do szarej
rzeczywistości, to może… Może nie myślałaby tyle i przestałyby ją dręczyć takie
myśli jak dotychczas, bolące wspomnienia, które jedynie żłobiły głębszą raną w
jej sercu bez żadnych szans na zabliźnienie.
Mężczyzna widział, że kobieta nie jest w najlepszym stanie emocjonalnym i
stwierdził, iż zrobił bardzo głupio próbując z nią flirtować. Odsunął się i
wlepił wzrok w sufit.
- Wcale nie wymuszam na pani żadnych zwierzeń – powiedział spokojnie
spoglądając za okno, aby choć kątem oka dostrzec jej minę. – Tylko…
- Wie pan, co myślę? – zirytowała się. – Że to wszystko to jakiś spisek
i….
- Owszem, też tak sądzę – wszedł jej w słowo i uśmiechnął się delikatnie.
– Moja mama jest w tym ekspertem i powiem pani…
- Mam się z tego cieszyć?!
- No wreszcie jakaś normalna reakcja. – Klasnął w dłonie. – Choć ten
zmienny nastrój rodem ze szkoły średniej wywodzący się od nastolatek…
- Po prostu PMS – weszła mu w słowo.
- Co takiego? – szczerze się zdziwił.
- Zespół napięcia przedmiesiączkowego, o ile się nie mylę.
Roześmiali się oboje.
- Zupełnie jak nastolatka, taka córunia mamusi…
- Zupełnie jak chłopak na pierwszej randce, który próbuje flirtować i
poderwać dziewczynę…
Zaczęli się droczyć.
- Może mi pan powie, że nigdy nie spotkał się pan z takimi zmianami
nastroju o swojej żony, hm?
Niemal natychmiast pożałowała swojej sugestii. Przez twarz mężczyzny
przeszedł niemy ból. Widać było, iż przez tę chwilę przeżywał najgorsze
katusze, jakie można by sobie wyobrazić. Jego oczy stały się szkliste, usta
wygięły się w prostą, zaciśniętą linię, natomiast reszta twarzy przypominała
biel kartki papieru kancelaryjnego. Nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, tylko
dłonie zacisnął w zwarte pięści.
- Ja… ja przepraszam… nie chciałam… - Hermiona była w szoku i z trudem
dobierała odpowiednie słowa. Zresztą nie po raz pierwszy dnia dzisiejszego. Nie
wiedziała, jak się zachować w takiej sytuacji. Z jednej strony chciała uciec z
tego miejsca jak najdalej lub może schować się gdzieś głęboko pod ziemię albo…
Po prostu podejść do tego mężczyzny i go przytulić. Może i go nie znała, ale
biło od niego takie ciepło i zaufanie, którego wręcz nie sposób było
zignorować.
Przez paręnaście sekund milczeli. Dziewczyna czuła się strasznie głupio i
zdawała sobie sprawę jak wielki popełniła faux plaux. Nie wiedziała, czy
powinna przerwać tę ciszę. Coś jednak podpowiadało jej, iż powinna zaczekać, aż
to mężczyzna zabierze głos.
Wkrótce się doczekała.
- Kiedyś kochałem dziewczynę – zaczął niepewnie. Mówił powoli z twarzą
zwróconą w stronę okna. – Byliśmy młodzi, po prostu dzieciaki z sąsiedztwa.
Nigdy nie przyznałem się do tego uczucia, bo cóż ono wtedy znaczyło…. Po latach
wiem, że się myliłem. Było dla mnie wszystkim… - Zrobił w tym miejscu dłuższą
przerwę. – Zachowałem się wtedy jak kretyn i nie zaakceptowałem jej…
odmienności. Zerwałem z nią kontakt. – Wstał na chwilę, jak gdyby sobie coś
przypomniał, ale zrezygnował i z powrotem usiadł na miejsce.
Hermiona na moment również oderwała się od jego opowieści. Przypomniała
sobie, kiedy to ona była małą dziewczynką. Miała wtedy przyjaciela, który ją
porzucił… Tylko ze względu na jej przynależność do świata magii. Myślała, że ta
bratnia dusza – wtedy najbliższa osoba jej sercu – zrozumie i zaakceptuje ją
taką, jaka jest. Stało się zupełnie inaczej, a ich drogi się rozeszły.
- W dość młodym wieku miałem żonę – podjął niespodziewanie. – Byliśmy
młodzi, może nawet niedojrzali, a na pewno głupi. Bo kto bierze ślub zaraz po skończeniu
pełnoletności? Nikt, no właśnie… Była dobrą kobietą, która kochała mnie bez
pamięci, a ja… Dzisiaj wiem, że byłem do niej jedynie przywiązany i było to na
zasadzie relacji takiej, którą utrzymuje się z rodzicami, których sobie nie
wybieramy i kochamy mimo wszelkich wad i nieporozumień między sobą. Ze Scarlett
było podobnie. Ona mnie wybrała, a ja po prostu leczyłem przy niej swe rany
poprzedniej miłości.
- Nadal kochał pan tamtą dziewczynę? – wypaliła Hermiona i natychmiast ugryzła
się w język.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
- Tak, nigdy jej nie zapomnę. I nadal ją kocham. Często zastanawiam się,
co teraz robi, czy mnie pamięta, może założyła rodzinę… - Widać było, że ciężko
mu z tą myślą. Ponownie skierował wzrok w stronę okna i kontynuował. – Co do
mojej byłej żony… Owszem, zapewniałem ją, że ją kocham, i kiedy doszedłem do
wniosku, że ta miłość bierze się jedynie z troski i obowiązku zapewnienia jej
bezpieczeństwa… Pan Bóg wezwał ją do siebie. Zginęła w wypadku samochodowym
trzy lata temu. Sarna przebiegła jej drogę.
Zrobił w tym miejscu małą przerwę pozostając w bezruchu. Hermiona
wstrzymała na chwilę oddech. Zdała sobie sprawę, że faktycznie zachowywała się
do tej pory jak obrażona na cały świat dziewczynka, kiedy przeżywała
poważniejszy zawód miłosny… Ale nikt przecież przy tym nie umarł! A tu obok
niej człowiek, całkiem pogodny, który już tyle w życiu przeszedł…
- Bardzo to przeżyłem i nie potrafiłem się z tym pogodzić. Zżyłem się z
nią i kochałem ją, choć… nie byłem w niej zakochany. Zdaje sobie sprawę, że
ciężko to zrozumieć, o czym mówię… Zanim to wszystko się stało, Scarlett wydała
na świat piękną dziewczynkę, Irinę. Imię dość nietypowe i zagraniczne, ale
skoro moja żona sobie takiego zażyczyła, nie miałem nic przeciwko. Choć minęło
trochę czasu, często o niej myślę. Wracam do przeszłości i zastanawiam się, co
by było gdyby… Nikt i nic mi już jej nie zwróci, ale widocznie tak miało być.
Teraz mam śliczną córkę, która jest bardzo podobna do matki… No i oczywiście
mam jeszcze swoją mamę, która… Nie wszystko rozumie. Albo też dlatego, że nigdy
nie lubiła Scarlett, bo jak mówiła „Dla tej dziewuchy świat jest wiecznym
kołowrotkiem.”. Coś w tym było, tym pośpiechu i szybkim stylu życia mojej żony.
Zupełnie, jakby się tego wszystkiego spodziewała i brała szczęścia, ile tylko
mogła udźwignąć… Dla mojej matki natomiast życie płynie dalej i nie
rozpamiętuje ona przeszłości. Zupełnie jak gdyby jej nigdy nie było. Moja córka
nie pamięta swojej matki i nie sądzę, żeby za nią tęskniła, bo nigdy jej nie
wspomina. To trochę przykre…
W tym miejscu przerwał swoją opowieść. Zamyślił się i przez moment
patrzył w okno. Jednak oderwał się od niego i spojrzał na zahipnotyzowaną pannę
Granger, która jeszcze nie wróciła myślami do świata żywych. Uśmiechnął się do
niej.
- Niech mi pani wybaczy tą
niestosowność. Rzadko podróżuję, a jeśli już, nie zwykłem zaczepiać nieznajome
kobiety i zanudzać je swoimi opowieściami… W zasadzie – dodał po chwili namysłu
– nikomu nie opowiadałem tego wcześniej…
Hermiona doszła już do siebie. Dawno tak nikt jej nie wzruszył. Żadna
książka w całości wymyślona przez jakiegoś autora, nigdy nie będzie równać się
życiowemu doświadczeniu.
- Nic nie szkodzi, naprawdę – zapewniła z pewnością. – Brakuje mi słów,
aby pana jakoś pocieszyć w takiej sytuacji…
- Nie chciałem pani obarczać swoimi problemami ani nie oczekuję wsparcia,
jednakże jestem niezmiernie wdzięczny, że była pani tak miła i mnie wysłuchała.
Chyba tego potrzebowałem, wygadać się komuś.
- Oczywiście, że tak! Pamiętam każde słowo. Naprawdę przykro mi z powodu
pańskiej żony i miejmy nadzieję, że tak gdzie jest teraz, ma dużo lepiej jak my
tutaj na ziemi.
- Z pewnością… - rzekł z przekonaniem i zadumał się. – Wie pani, co? Mam
wrażenie, że ona cały czas tu z nami jest. Czuwa nad moją rodziną i w pewien
sposób opiekuje się nami oraz wychowuje naszą wspólną córkę. Wiem, może to
dziwne i nieprawdopodobne, ale…
- Chciałby pan cofnąć czas?
- I tak, i nie. Z jednej strony chciałbym mieć kompletną rodzinę i
patrząc też na dobro córki dobrze byłoby, gdyby wychowywała się jednak pod
okiem mamy. Moje towarzystwo i mojej matki może kiedyś nie wystarczyć. Rozumie
pani, dojdzie do wieku dojrzewania i chciałbym, aby miała w takiej osobie
oparcie. Ja z jej babcią to pokolenie emerytów – Zaśmiał się. – i nie wiem, czy
nie odbije się to na psychice dziecka.
- Sądzę, że gdy mała pójdzie do szkoły zdąży się jeszcze wiele nauczyć.
Znajdzie rówieśniczki, z którymi porozmawia na takie tematy. Choć przyznam tu
panu rację, że nikt nie zastąpi jej rodzonej matki. A dlaczego nie chciałby pan
cofnąć czasu?
- Bo… wierzę w przeznaczenie, choć jestem osobą bogobojną. Sądzę, że tak
musiało być i skoro taka była wola Boga, nie chciałbym nic zmieniać ani
ingerować w sprawy tych na górze.
- Irina wie, że jej mama zginęła w wypadku? – zapytała delikatnie po
dłuższej chwili przerwy.
- Tak, wie. Choć nie sądzę, że do końca rozumie. Z innej strony to jednak
mądra dziewczynka. Czas pokaże, co z tego wszystkiego będzie. A pani ma
rodzinę?
- Nie, nie mam. Znaczy rodziców tak, w sumie, prawie. To skomplikowane.
- A, tak. Faktycznie pani wspominała o tym wcześniej, przepraszam.
- Nic nie szkodzi. – Uśmiechnęła się promiennie.
W tym momencie wróciły do przedziału obie
współtowarzyszki mężczyzny. Były niezwykle roześmiane i zadowolone. Miały przy
sobie trzy reklamówki, w których schowały zakupy. Dodatkowo dziewczynka
trzymała w dłoniach swoją upragnioną zabawkę.
- Tatusiu, zobacz! Mam misia! – rzuciła mu się w ramiona.
- Właśnie widzę kochanie. – Ucałował ją we włosy i spojrzał na starszą
kobietę. – Mamo, co ja mówiłem o kupowaniu słodyczy?
- Synku, przecież dzieci lubią…
- Irina tego wszystkiego nie zje! – Wszedł jej w słowo. – A ja tu widzę,
że w tych trzech torbach zmieściło się z dziesięć kilogramów cukierków…
- Tatusiu, nie gniewaj się na babcię. – Pogłaskała go dłonią po policzku.
- Synku, przecież jedną torbę damy naszej nowej znajomej w zamian za
pomoc – Spojrzała na Hermionę. – resztę odłożymy na święta…
- Pół roku do świąt, a ty tu…! Zresztą ile my jemy? Pięć cukierków?! –
zdenerwował się.
- Tatusiu, babciu, proszę pani, patrzcie!
- krzyknęła dziewczynka pokazując palcem za okno. Wszyscy spojrzeli w
tamtą stronę.
Widok był wprost zdumiewający, zapierał aż dech w piersiach. Mknęli przez
gęsty las, kiedy nagle wjechali w sam środek doliny. Znajdowali się
kilkadziesiąt metrów nad ziemią na jakimś długim moście. Pod nimi wiła się
rzeka, której koniec jedynie dostrzegli gdzieś parę kilometrów dalej. W oddali
widać było jedynie zarysy peryferii miasta, które wskazywały, że muszą
znajdować się już niedaleko swojego celu podróży. Z sekundy na sekundę stały
się bardziej widoczne. Umożliwiało to teraz odróżnienie budynków fabryk od
kominów i wydobywających się z nich dymów.
Wszyscy w głębi duszy cieszyli się z powodu kończącej się wycieczki. Mieli
jednak obawy, co do nadchodzących kolejnych godzin. Wracali do szarej
rzeczywistości, w której mają do załatwienia jakieś sprawy. Ich myśli wędrowały
daleko i błądziły po nieznanych przestrzeniach.
Do Hermiony znowu zawitały wcześniejsze obawy. Poczuła ucisk w brzuchu.
Wiedziała, że już niedługo nadejdzie chwila, w której przyjdzie jej się
zmierzyć z problemami, które zostawiła niedawno za sobą. Nie była przekonana,
czy da sobie z nimi radę w chwili obecnej. Bardziej z prośby Ginny niż własnego
pomysłu jechała teraz w „nieznane”, aby stawić im czoła. Co z tego wyniknie?
Miało to się okazać w czasie upływu najbliższych godzin.
- Gdzie pani wysiada? – wyrwał ją z zamyślenia głos starszej kobiety.
Patrzyła na nią z rozpromienioną twarzą.
- W centrum, proszę pani – odpowiedziała spokojnie. Widać było, że nie
zadowoliła tą odpowiedzą matki mężczyzny. – A państwo? – zapytała po chwili.
- My znacznie dalej na piątym chyba przystanku. Musimy załatwić parę
spraw poza miastem. A może chciałaby pani wybrać się z nami? Później i tak
wracamy do centrum…
- Mamo… Proszę cię – rzucił błagalnym tonem jej syn.
Hermiona uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że nic z tego nie będzie, ale
chciała być miła.
- Przykro mi, ale jestem już umówiona. To znaczy… ktoś czeka na mnie na moim przystanku.
- Widzisz, zdążyła się już umówić! – Starsza kobieta dała sójkę w bok
mężczyźnie. – A ty nie potrafisz nawet zaprosić ją na randkę…
Dziewczyna nie zwracała dalej uwagi, o czym rozmawiali. Co prawda lubiła
posłuchać ich przekomarzania, ale nie mogła się teraz na tym skupić, kiedy
coraz bardziej zżerał ją stres. Wiedziała, że już praktycznie za chwilę zobaczy
Ginny, która wypyta ją o wszystkie szczegóły, zanim zdążą wrócić do domu. Może
to i dobrze, że wcześniej, niż odwlekać rozmowę na później, ale…
Poczuła, że skurczył jej się żołądek. Mimowolnie dotknęła tego miejsca i
rozmasowała je delikatnie. Wzięła kilka głębszych wdechów.
W przedziale panowała cisza. Była doprawdy kojąca w tych kłębkach nerwów.
Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę, co ją spowodowało i miała nadzieję,
że nie jej milczenie. Zauważyła, że jej współtowarzysze – najwidoczniej po doprowadzeniu „sprzeczki” do
końca – chcieli uszykować torby do wyjścia. Zapakowali w nie drobne rzeczy,
które wyjęli w między czasie. Hermiona uznała, że to dobry pomysł, bo przecież
to i ona prędzej wychodzi z pociągu, a nawet się tym nie zainteresowała przez
te wszystkie nerwy. Rozejrzała się wokół siebie i z ulgą stwierdziła, że
wszystko ma spakowane.
Maszyna zaczęła powoli się zatrzymywać. Rozległ się pisk hamujących kół,
które tarły z dużą siłą o tory kolejowe. Pociąg był dość długi, więc trwało to
paręnaście sekund.
- No cóż, musimy się pożegnać – powiedział z uśmiechem mężczyzna
zwracając się do Hermiony. Ta odwróciła się w jego stronę i odwzajemniła gest.
- Zgadza się.
- Jeszcze raz przepraszam za zachowanie w pociągu…
- Wpadnie pani do nas na obiad? Zatrzymujemy się niedaleko…
- Mamo, proszę!
- Przyjdzie pani? – Podeszła do niej mała dziewczynka hipnotyzując ją
błagalnym spojrzeniem. Nie sposób było jej odmówić.
- No dobrze, jak będę miała trochę czasu, odwiedzę państwa, dobrze? –
uległa namowom.
- To wspaniale! – Klasnęła w dłonie matka mężczyzny.
Hermiona spojrzała za okno. Pociąg już stanął i zaraz miał odjeżdżać w
dalszą drogę.
- Proszę mi wybaczyć, ale muszę już iść. – Pogrzebała szybko w torbie. –
Proszę, to moja wizytówka. – Podała ją babci Iriny i wybiegła z przedziału
krzycząc gdzieś w powietrze coś w stylu „Do szybkiego zobaczenia!”.
Starsza kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Była zadowolona i dumna
jednocześnie.
- Mamo, co ty kombinujesz? – Pokręcił głową z dezaprobatą .
- Nic zauważyłeś? – zdziwiła się.
- Czego? O co ci chodzi? Dlaczego jesteś taka tajemnicza?
Podała mu wizytówkę.
Mężczyzna usiadł z wrażenia. Ona… To była ONA! Jak on mógł jej nie
poznać… Owszem, minęło parę lat i na pewno się zmieniła, ale… Jej głos był
przecież ten sam! Wróciły do niego wspomnienia. Wspólne dzieciństwo,
zauroczenie i uczucie… Otrząsnął się jednak, kiedy pomyślał, że pierwsza i
jedyna miłość jego życia za chwilę pójdzie gdzieś w świat, a on po raz kolejny
ją straci… być może już na zawsze. A przecież los zgotował mu taką szansę…
Pociąg zaczął ruszać. Zrobił się tłok na korytarzu, kiedy nowi
pasażerowie szukali wolnych miejsc. Mężczyzna wybiegł z przedziału i skierował
się ku wyjściu. Słyszał tylko za sobą nawoływania matki, która próbowała go
powstrzymać. Już miał wyskoczyć z pociągu, kiedy sparaliżował go widok…
Brązowooka kobieta stała na peronie najwyraźniej kogoś szukając. Zaszedł
ją od tyłu jakiś brunet w okularach, któremu rzuciła się na szyje…
Pod mężczyzną ugięły się kolana… Ten obraz już dawno zniknął z jego pola
widzenia, ale on nadal miał go przed oczami. Nie mógł w to uwierzyć, że stracił
taką szansę. Być może jedną jedyną. Ale… czy ona go poznała? Czy rozpoznała w
nim dawnego przyjaciela?
Pociąg mknął dalej pozostawiając za sobą przeszłość.
o kurcze! no nie możliwe! jakie spotkanie po latach! wow! tylko ... co z Draconem ? pozdraiwam Arianna vel Esper
OdpowiedzUsuńHej :) Dalej poszukujesz bety? Napisz do mnie: sysia1992@tlen.pl
OdpowiedzUsuńHej :) Dalej poszukujesz bety? Napisz do mnie: sysia1992@tlen.pl
OdpowiedzUsuń