Treści 18+
Ona
Był ciepły dzień. Jeden z
pierwszych tej złotej jesieni. Pojedyncze żółte, pomarańczowe, czerwone oraz
brązowe liście opadały delikatnie na aleje parku Hyde Park w Londynie. Lekki
powiew wiatru pozwolił im dryfować swobodnie z nutką subtelności w powietrzu.
Jeszcze zielone trawniki mieniły się w kolorach zachodzącego słońca. Zefirek
pieścił kolejno stare korony drzew. Nieskazitelny odcień czystego błękitu
ukazywał na niebie każdą, choćby nawet drobną zapowiedź zmiany pogody. Oprócz niezwykle
malowniczego, jesiennego obrazu można było dostrzec mniejszych mieszkańców owego
magicznego miejsca. Były to rozmaite gatunki ptaków i gryzoni zamieszkujące
wyżej wspomniane drzewa oraz sekretne nory ukryte w niedostępnych dla ludzi
mchach i porostach.
Szary wróbelek ostrożnie opadł
na gałązkę krzewu rosnącego nieopodal drewnianej ławki. Siedziała na niej brązowooka
dziewczyna. Była to w zasadzie młoda kobieta, która spędzała zwykle tutaj swoje
wolne od pracy popołudnia. Czytała zazwyczaj jakąś książkę. Ostatnimi czasy
przypadły jej do gustu ckliwe romansidła. Należała do ludzi zbyt inteligentnych
i wykształconych, by zachwycać się nad ich poziomem artystycznym, ale… Miały
coś w sobie. Coś, co przyciągało ją za każdym razem. Być może zawsze do czegoś
tęskniła, czegoś niespełnionego, czegoś, co… Tak bardzo pragnęła ale, niestety,
nigdy nie doświadczyła. Marzyła o gorącym uczuciu połączonym z miłością a
niekoniecznie pożądaniem. Nie myślała o roli kochanki, tylko… O kimś tego
pokroju. Wstydziła się swoich pobudek. Zdawała sobie sprawę, że to kiedyś
minie, to wyłącznie głupi wiek naiwnych marzeń, bo w końcu… Wszyscy faceci są
tacy sami i nie ma się co oszukiwać. Dlatego też chciałaby kogoś na choćby
malutką chwilkę, żeby zaspokoić swoje pragnienie bycia kochaną.
Niewielki ptaszek przeskoczył na oparcie ławki
i powolutku zbliżył się do Hermiony. Nie zdawała sobie sprawy z jego obecności,
gdyż była zbyt pochłonięta lekturą. Wyobrażała sobie w myślach piękną Mariettę
w scenie finałowej, w której zamierzała rzucić się w przepaść z powodu
nieodwzajemnionej miłości i tym samym popełnić samobójstwo. Mały kolega
dziobnął ją w ramię płaszcza.
- Aua! – Zerwała się na równe
nogi. Może nie tyle, co ją to zabolało, ale bardzo się przestraszyła.
Winowajca uciekł, a panna
Granger dopiero teraz raczyła spojrzeć na zegarek. Było bardzo późno. Godzina
dziesiąta czterdzieści trzy. Nie mogła w to uwierzyć, że siedziała już tutaj
tyle czasu. Czym prędzej pobiegła do domu jak tylko udawało jej się to w butach
na obcasie. Co prawda potrącała po drodze wielu przechodniów, którzy
wykrzykiwali za nią krótkie wulgaryzmy, ale nie zwracała na nie uwagi. Gdyby
tylko jej się tak nie śpieszyło, na pewno wróciłaby i przeprosiła za swoje
zachowanie. Tym razem zachowywała się niegrzecznie i miała z tego powodu drobne
wyrzuty sumienia, które niemal w tej samej chwili przerodziły się w strach
przed obawą spóźnienia się na pociąg.
Hermiona pracowała w różnych
miejscach od zakończenia Wielkiej Wojny. Cały świat czarodziei był jeszcze w
kompletnej rozsypce, więc nie mogła na razie spodziewać się pracy w swoim zawodzie.
Cały czas mieszkała z rodzicami w Londynie, gdzie dorywczo zarabiała pieniądze
w różnych miejscach. Można by w sumie powiedzieć, że odcięła się trochę od przyjaciół
– prowadziła z nimi wyłącznie korespondencję i nie zdradzała swojego miejsca
pobytu, choć był on tak naprawdę oczywisty. Pisała, że wydarzenia sprzed
ostatniego miesiąca wywarły na nią duży wpływ i potrzebuje trochę czasu w
samotności, żeby wszystko sobie spokojnie przemyśleć. Najbliżsi uszanowali jej
wolę, choć martwili się o nią i namawiali na przyjazd do Norwich, gdzie obecnie
mieszkała cała rodzina Weasley wraz z Harrym Potterem. Przenieśli się tam, gdyż
Molly Weasley otrzymała w spadku duży dom wraz z działką na peryferiach tego
miasta. Był bardzo okazały i przestronny, dlatego państwo Weasley postanowili
poprawić byt swoim dzieciom i w nim zamieszkać. Wszystkim to wyszło na dobre –
każdy miał własny pokój i wreszcie nie było problemów z indywidualną
prywatnością oraz kłótniami na ten temat.
Hermiona
wpadła do pensjonatu, w którym wynajmowana pokój i spędziła jedną, ostatnią
noc. Była już spakowana. Wystarczyło, że wzięła ze sobą wielką, ciężką walizkę
i dociągnęła ją do bagażnika londyńskiej taksówki czekającej już na nią na
zewnątrz przed budynkiem. Dziewczyna nie miała czasu, aby zastanawiać się, co
teraz robi. W głowie miała tylko myśl, że po dłuższej przerwie znów spotka się
ze swoimi przyjaciółmi i będzie mogła z nimi porozmawiać twarzą w twarz. Nie
jedna sprawa ciążyła jej na sercu. Nie chciała się do tego przyznać przed samą
sobą, ale chyba celowo też unikała bliższego kontaktu z przyjaciółmi. Wiedziała,
że tam gdzie jedzie, czeka już na nią przyjaciółka, która zechce znać wszystkie
szczegóły oraz przyjaciel, który nie przeszkodzi w tym swojej dziewczynie,
tylko obdarzy ją pełnym zrozumienia i współczucia spojrzeniem i On… Ten, z
którym nie chciała utrzymywać już żadnego kontaktu…
Serce miała rozdarte. Rana krwawiła nawet na drobne wspomnienie feralnego
dnia. Wiedziała, że Ronald Weasley jest prostym, jeszcze niedorosłym chłopcem,
ale spodziewała się po nim większej delikatności… Przed Wielką Bitwą była w
bardzo bliskich kontaktach z rudowłosym młodzieńcem. Myślała nawet, że będzie
to ten, z którym spędzi resztę życia. Jakże się pomyliła… Nikt o tym nie
wiedział, ale… Parę dni wcześniej Ron i Hermiona wybrali się do pubu, gdzie
trochę wypili, może z kilka drinków.
Następnie udali się na spacer do parku późnym wieczorem, gdzie odbyli poważną
rozmowę na temat przyszłości. Była to w zasadzie jedyna okazja panny Granger,
aby dowiedzieć się szczerze, co ten chłopak do niej czuje i jak on sobie
wszystko wyobraża… Okazało się, że naprawdę ją kocha. Hermiona była szczęśliwa.
Sama nie do końca pewna swoich uczuć, ale dziś już wiedziała, że było to
jedynie przywiązanie a nie prawdziwa miłość. Całował ją wtedy namiętnie, ale…
ona nic nie czuła, żadnej przyjemności, chęci, pożądania, impulsu… Sądziła, że
to normalne. Tego samego dnia, a może nocy, wrócili razem do motelu, gdzie
mieszkali od kilku dni. Doszło tam do ich pierwszego razu. Dziewczyna była
szczerze zawiedziona, zła, nieszczęśliwa i skrzywdzona. Być może poczuła się
nawet jak osoba wykorzystana lub zwykła prostytutka, która również tylko
zaspokajała potrzeby innych mężczyzn. Nie tak powinien wyglądać seks z osobą,
którą się kocha... Podobnie jak przy pocałunkach – czuła się pusta i obojętna.
Ronald zachowywał się jak dzikie zwierzę, które tylko pragnie zdobywać i
czerpać z tego przyjemność. Zupełnie nie zwracał uwagi na jej potrzeby. Ważne były
dla niego jedynie chwile uniesienia.
Ze wstrętem odrzucała od siebie te wspomnienia, które za każdym razem
były coraz bledsze, zawierały mniej szczegółów. Wiedziała, że dobrze się stało,
iż go nie kochała – zaoszczędziła sobie cierpień, jednak… To mimo wszystko ktoś
ważny w jej życiu i z drugiej strony nie mogła znieść, że zraniła jego uczucia.
Po tym wydarzeniu wszystko skończyło się tak szybko jak i zaczęło. Oczywiście,
Ginny czy Harry wiedzieli, że coś się stało, ale nietaktem było o to zapytać.
Hermiona nie chciała rozmawiać na ten temat, kiedy jej rana na sercu była
jeszcze świeża.
Pociąg London – Norwich odjeżdżał lada moment z peronu trzeciego. Brązowooka dziewczyna popychała niechcący ludzi
podczas biegu. Ostatnimi
czasy gorzej spała. Nie potrafiła się na niczym skupić. Musiała włożyć wiele
wysiłku w to, aby nie zgubić ogromnej torby, którą obecnie niosła w biegu
ostatkami sił. Żałowała, że cały świat czarodziei jest w rozsypce i nie może
używać magii w towarzystwie nieznajomych mugoli, aby troszkę sobie dopomóc w
przyziemnych sprawach. Jednak musiała się z tym pogodzić dopóty, dopóki nowy
zarząd w Ministerstwie nie wydał stosownych ustaw. Była pewna, że nie jedna
osoba dostawała z tego powodu ataku furii. Ona w końcu wychowała się w domu
mugoli, więc była praktycznie przyzwyczajona. Lekki uśmiech pojawił się na jej
twarzy na wspomnienie skwaszonej miny Ronalda, który musi wszystkie te inne
czynności wykonywać ręcznie np. zmywać naczynia. Zabolało. Taka krótka,
niewinna myśl o tej osobie, a przyniosła jej tyle bólu…
- Panienko, uważaj! – krzyknął za nią jakiś starszy pan w mundurze. Już
chciała zawołać „przepraszam”, ale rozległ się świst gwizdka i kolejno drzwi
pociągu stojącego już przy peronie trzecim zaczęły się zamykać. Hermiona w
ostatniej chwili wskoczyła do jednego z wagonów. O dziwo, był dość pusty, bo
wiele przedziałów nie zajmowała żadna osoba. W takim właśnie zaciszu brązowooka
postanowiła odizolować się od otaczającej ją rzeczywistości i oddać się w
otchłań własnych przemyśleń. A było tego dość sporo, tych wszystkich minionych
wydarzeń…
Siedząc w pociągu nie pogrążyła się, jak to zwykle miała w zwyczaju, w
dobrej lekturze, lecz oddała się rozmyślaniom. Zamroczonym, może nawet martwym
wzrokiem „śledziła” przestrzeń za oknem. A tak naprawdę przed oczami miała
zupełnie inne obrazy. Dręczyły ją okropne wyrzuty sumienia spowodowane jej
czynem sprzed dwóch dni. Nie mogła pogodzić się z tym, co zrobiła.
Wróciła niegdyś późno do domu – celowo – informując wcześniej rodziców o
przymusie zastania dłużej w pracy(którą w istocie rzuciła parę dni wcześniej –
było to jej pierwsze kłamstwo). Ledwo przeszło jej wtedy przez gardło. Weszła
niczym szpieg, a raczej złodziej, do rodzinnego mieszkania. Słyszała już w
przedpokoju chrapanie ojca – przynajmniej miała pewność, że nikt jej nie będzie
przeszkadzał. Udała się prosto do swojego pokoju. Było to niewielkie, ale
przytulne i skromnie urządzone pomieszczenie. Parę segmentów mebli, jedno
łóżko, biurko, krzesło i dywan. Zwyczajna, przeciętna sypialnia. Na korkowej
tablicy przyczepione zostały fotografie ze szkoły. Znajdowali się na nich
przyjaciele; Harry Potter i Ron Weasley. Hermiona podeszła do nich bliżej i
kolejno odczepiała je chowając do kieszeni płaszcza. Inne ważne dokumenty z jej
pokoju pozbierała do czarnego worka przygotowanego wcześniej pod łóżkiem.
Zajęło jej to parę minut.
Została jeszcze
komoda. Stały na niej dwie oprawione w ramki fotografie z różnych okresów jej
życia. Mimowolnie wyciągnęła ku nim swe drżące place. Naturalnie, były
zimne. Jedna z nich pochodziła z czasów,
kiedy uczęszczała jeszcze do mugolskiej szkoły i była na niej ona oraz jej dwie
inne przyjaciółki. Na drugiej z kolei siedziała jako dziesięcioletnia
dziewczynka na huśtawce na placu zabaw, a tuż obok niej huśtał się niebieskooki
szatyn, również w jej wieku. Na jego widok łezka zakręciła jej się w oku. Był
to jej najlepszy przyjaciel, z którym dzieliła się każdą tajemnicą, każdym
sekretem. Niestety… wszystko skończyło się w chwili, kiedy dowiedziała się o
swych magicznych zdolnościach. Chłopak ją odtrącił, nazwał odmieńcem… Bardzo ją
to zabolało… Do czasu rozpoczęcia nowego roku szkolnego zdążyła się otrząsnąć i
znaleźć nowe zamiłowanie – do nauki.
Zamyśliła się wtedy o swoim dotychczasowym życiu. Jej refleksje nie
trwały długo, szybko się opamiętała. Wytarła wierzchem dłoni pojedyncze łzy
spływające po jej policzkach. W sumie wszystko już było gotowe. Ubrania i inne
przedmioty codziennego użytku zabrała wcześniej, kiedy wyprowadziła się od
rodziców do własnego mieszkania. Jednak… podczas tych porządków nie zauważyła
wcześniej niewielkiego, brązowego, zakurzonego pluszowego misia, który leżał
bezwładnie na podłodze. Hermiona przykucnęła i podniosła go z ziemi. Przez tyle
lat chował się za dużym regałem z książkami, a teraz znalazła go tu, w samym
środku pokoju. Zapewne jej mama robiła porządki i odsunęła puste meble, których
nie ruszano z miejsca od czasu jej dzieciństwa. Uśmiechnęła się delikatnie na
myśl wspomnień z dnia, kiedy ów pluszak zaginął. Jaka to była ogromna tragedia,
a następnie żałoba przez tydzień.
Dziewczyna przetarła jego oczy,
które odzyskały dawny blask.
- Choć tyle minęło lat ty wciąż jesteś taki sam. Mimo tak wielu
przeżytych dni… A ja? Umarła we mnie dziewczynka, podziała się gdzieś
wyobraźnia i naiwna wiara o cudowności tego świata. Całkowity brak marzeń…
Zupełnie ci obca, twoja mała Hermiona – wyszeptała do swojego małego
przyjaciela, który odpowiedział jej smutnym spojrzeniem. Odłożyła go na półkę,
a następnie wyszła z pokoju.
Czekał ją teraz najcięższy
moment w życiu. Nie była pewna, czy jest na to gotowa… Zerwać więzy z
przeszłością i miłością, której nauczyła się od rodziców. Weszła do ich
sypialni. Przystanęła na dłuższą chwilę przy łóżku. Patrzyła na dwoje
zakochanych ludzi z pełnym zachwytem. Tak właśnie wyobrażała sobie idealną
miłość. Miała przed sobą parę, która darzyła się na co dzień nieopisanym
bukietem rozkwitających uczuć. Zawsze byli dla siebie podporą, wsparciem. Nawet
teraz, kiedy sądząc po ich układzie rąk, przykrywali się w nocy wzajemnie kołdrą.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i uroniła łzę wzruszenia. Mogłaby
przyglądać się tej scenie znacznie dłużej, zauważać coraz to więcej szczegółów,
ale niestety nie miała na to czasu.
Podeszła najpierw do swojego
ojca. Popatrzyła na niego chwilkę z bliska i nie chcąc go obudzić, podarowała
mu delikatnego całusa w czoło. Odsunęła się i zauważyła, że w miejscu, w którym
obdarzyła go buziakiem, powstała niewielka fałda skóry.
- Tak na pamiątkę, tato. Kocham cię – wyszeptała.
Obeszła szybciutko i bezszelestnie łóżko i popatrzywszy na matkę również
ucałowała ją w czoło, ale tym razem pozostawiła na nim lekko czerwony ślad
swojego poziomkowego błyszczyka. Był widoczny na upudrowanym ciele matki.
– Mamo, proszę, mogłabyś pamiętać, aby zmywać
makijaż przed snem – wyszeptała z nutką politowania. – Kocham cię, wiesz?
Tak bardzo chciała ich jeszcze
przytulić, niemal mocno wyściskać, ale nie było na to odpowiedniej pory i
miejsca. Stopniowo na jej twarzy zaczął pojawiać się ból. W oczach stanęły łzy,
które znalazły ujście w strużkach kanalików spływających po jej policzkach. Przystanęła
na progu sypialni rodziców i przez chwilę wahała się, czy tego właśnie chce.
Czy pragnie, żeby nie istniała dla swoich rodziców, żeby było to, jakby się
nigdy nie narodziła… Oczywiście, nie chciała. Sytuacja życiowa zmusiła ją do
podjęcia tej odważnej i jednoznacznej decyzji. „Dość przyniosłam im zmartwień i naraziłam ich na ogromne
niebezpieczeństwo” – pomyślała. Dwoma energicznymi ruchami różdżki posłała
dwie strugi jasnego światła w świadomość swoich rodziców. Nie było już odwrotu.
Praca skończona.
Panna Granger wróciła do swojego
pokoju. Zabrała z niego worek, w którym zgromadziła rzeczy osobiste. Wyszła z
nim do przedpokoju i wrzuciła do palącego się jeszcze kominka. Musiała zniszczyć
dowody swojego istnienia. Po chwili po raz ostatni znalazła się w swojej
sypialni. Podeszła do półki, na której zostawiła swojego przyjaciela –
pluszowego misia. Trzymała go kurczowo w lewej dłoni, natomiast prawą wyjęła z
kieszeni swojego płaszcza klucze i pozostawiła je na biurku. Zdawała sobie
sprawę, że nie będą jej już dłużej potrzebne. Jednak miała do nich sentyment –
zawsze przy sobie, w kieszeni spodni, bluzy, kurtki, płaszcza, czegokolwiek…
Zdecydowała się odpiąć od nich zniszczony – zapewne kilkanaście razy prany –
breloczek w kształcie pluszowego słonika z podniesioną trąbą, który mama kupiła
jej, gdy była małą dziewczynką. Następnie włożyła go do kieszeni i wyszła do
przedpokoju. „Co ja robię…? Przecież to
śmieszne. Nie jestem już małą Hermioną. Nie czas na sentymenty.” Zdecydowanym ruchem dłoni wrzuciła pluszowego
misia do pieca, w którym pełną parą paliły się wrzucone wcześniej fotografie i
korespondencja. Jej praca została zakończona. Wyszła z mieszkania zostawiając
za sobą przeszłość, tak jak to sobie zaplanowała.
Pociąg gwałtowanie zaczął hamować. Rozległ się zgrzyt pocieranych o
siebie metali. Dopiero ten moment wyrwał pannę Granger z prywatnych rozmyślań.
Dość miała już tej jazdy, która przywoływała tylko jej bolesne wspomnienia i
nękające ją na każdym kroku poczucie winy. Miała ogromne wyrzuty sumienia. Z
jednej strony dobrze, iż dokonała zmian nieodwracalnych i zamknęła za sobą długi
rozdział w życiu, ale… Od tego pamiętnego dnia zastanawiała się, co by było,
gdyby… Potrafiła sobie wyobrazić, że gdy wszystkie jej zmartwienia i troski się
wykrystalizują, będzie mogła wrócić do swoich rodziców wraz z nową rodziną,
którą planuje w przyszłości założyć. Pragnęła być wsparciem, jakoś wynagrodzić
te wszystkie lata, które dla niej narażali, ale również pomagać im iść przez
życie w okresie starości, który bywa ciężki, kiedy dopadną człowieka poważne
choroby. Żałowała, że nie będzie jej przy tym, nie zobaczy nigdy jak się
zestarzeją. Oni z kolei nie będą mieli okazji poznać swoich wnuków. Tyle im
swoim czynem odebrała… Obiecała sobie, że będzie chociaż przesyłać anonimowo na
konto pieniądze, aby niczego im nie brakowało.
Patrzyła za okno. Krajobraz coraz to wolniej przesuwał się za
szybą. Prędkość malała. Zastanawiała się, czy pogoda potrafi współgrać z jej
uczuciami lub nastrojem. Nigdy takiego zjawiska nie doświadczyła bądź też może
nie zwracała na to uwagi, jednak teraz spostrzegła, że pojedyncze krople
odbijały się o cienką taflę szkła, przy której siedziała. Było ich coraz więcej
i więcej, aż połączyły się i utworzyły kilkanaście smug rozmazując przy tym
krajobraz.
Pociąg się zatrzymał. Za oknem
przesuwały się szare cienie, które ciężko było zidentyfikować ze względu na
warunki atmosferyczne. Dziewczyna spodziewała się, że jej cisza w „prywatnym”
przedziale zostanie zakłócona. Z drugiej strony pocieszała się , że może to i
dobrze, gdyż przestanie w kółko myśleć o tym, czego żałuje i z czym nie może
się pogodzić. Nawet nie przymykając oczu widziała przed sobą żywe obrazy, które
malowały się na tle sąsiadującego siedzenia. Były to wspomnienia z
ostatniego, feralnego miesiąca.
W pociągu rozległ się szum.
Słychać było tupot ludzkich stóp, a raczej dźwięczne dzwoneczki, które wydawały
damskie obcasy o różnych wysokościach. Hermiona poczuła się przez chwilę jak w
operze czy też filharmonii. Ten melodyjny dźwięk nieco ją zrelaksował. Doszedł
do tego kolejny instrument – tajemniczy szept o różnych barwach głosu na
zróżnicowanych poziomach. Wciągnęła głęboko i powoli powietrze, a następnie
wypuściła je w gęstą przestrzeń wokół niej. Pomyślała, że nie ma ochoty
wchodzić w rozmowy z jej przyszłymi towarzyszami podróży, którzy niebawem
zapewne przybędą do jej przydziału, więc wymyśliła chytry plan. Postanowiła zagłębić
się w lekturze książki i zagłuszyć swoje myśli. Nie mogła tak siedzieć
bezczynnie. Dość już miała poprzednich katuszy, aby przeżywać to po raz
kolejny. Zgrabnym ruchem ręki znalazła w torbie książkę, którą już prawie w
całości przeczytała. Była pewna, że nie zajmie jej więcej jak dziesięć minut.
Zawiodła się na zakończeniu sceny finałowej z główną bohaterką, która miała na
imię Marietta. Przez tyle stron współczuła kobiecie i szczerze nienawidziła jej
narzeczonego za to, że szukał pocieszenia u innych kobiet, a tu okazało się, że
to właśnie panna M. knuła przez całe życie tak profesjonalne intrygi, żeby to
wina spoczęła na Johnie, a nie na niej samej. Podsuwała mu różne młode, piękne
dziewice, które każdemu zawróciłyby w głowie. I cały bezsens polegał na tym, że
na końcu i tak wszyscy umarli. Ona popełniła samobójstwo z powodu „niby”
nieodwzajemnionej miłości, on się zastrzelił z podobnego powodu.
Hermiona bardzo się pomyliła.
Dokończenie książki nie zajęło jej więcej niż trzy minuty. Urażona dziewczyna
wrzuciła ją na sam spód głębokiej torby i obiecała sobie, że podaruje ją
osobie, której szczerze nienawidzi.
widzę, że piszesz Dramione :D , jestem ciekawa jak to się dalej potoczy ;o ! pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga, historiamilosnadramione.blogspot.com
OdpowiedzUsuń