piątek, 12 października 2012

Rozdział 4

           On
Draco Malfoy teleportował się do Dziurawego Kotła. Zdawał sobie sprawę z tego, że ten wybór był nieprzemyślany i lekkomyślny, ale w obecnej sytuacji nie miał pomysłu do zaplanowania czegoś bardziej odpowiedniejszego.
Wylądował w kominku hallu głównego. Tak, zgadza się. Nawet ta ruina przeszła kapitalny remont. Wymieniono praktycznie wszystko – od okien, podłóg i mebli po drobne elementy dekoracyjne, które sprawiły, że wnętrze stało się bardziej przytulne. W zasadzie… To nie wszystkie nowości. Domowe skrzaty otrzymały na własność ubrania, aby nie odstraszać gości niepoprawnym wyglądem. Nic dziwnego, w innym bądź razie zapewne wyróżniałyby się teraz na tle tej wszechogarniającej czystości. Dodatkowo usunięto stare obrazy, których lokatorzy nie obrażali już na lewo i prawo kogo popadnie. Od strony technicznej… Zdecydowanie największym hitem okazały się lewitujące tace, które bez zbędnego biadolenia i komentarzy(co wcześniej robiły kelnerki) podawały swoim gościom zamówienie, a składało się je teraz przy barze wypełniając „Ankietę Menu”.
George Weasley wynalazł, po czym wyprodukował, taki system idealnie sprawdzający się w niejednej knajpce dla czarodziei. Nieźle wzbogacił się na tym przedsięwzięciu. Z drugiej strony właścicielom takich lokali ten wkład musiał się kiedyś opłacić, bo w końcu pozwalniali wszystkie kelnerki. I właśnie – w ten oto sposób młody Weasley narobił sobie tylko wrogów, bo wiele rodzin pozbawił jedynego źródła utrzymania.
Wracając jeszcze do nowinek technicznych…  Pojawiły się również magiczne kapsułki, które tuż po naciśnięciu małego elementu umieszczonego na szczycie opakowania, zmieniały się w wyobrażoną potrawę, o której pomyślał nabywca. Jednakże na dzień dzisiejszy były one nadal zbyt drogie i mało którą restaurację stać było na tak ekskluzywny i kosztowny zakup, a co dopiero osobę prywatną. Po prostu niemożliwe.
Dziurawy Kocioł miewał ostatnimi czasy wielu klientów – na pewno miała na to wpływ zmiana wizerunku wnętrza. Zapewne również właściciela, który wywodził się z szanowanej rodziny czarodziejów. Od niedawna krzesło przy stoliku w tym miejscu na weekend trzeba było rezerwować z tygodniowym - co najmniej - wyprzedzeniem(w zależności od usytuowania mebla). Całe szczęście, że w dni powszednie jeszcze nie, co zapewne było już tylko kwestią czasu.
Panicz Malfoy wylądował w obszernym kominku, który – ku jego pomyślności – nie płonął od wewnątrz żywym ogniem. Machinalnym ruchem dłoni strzepnął z ramienia popiół, którego – nawiasem mówiąc – tak naprawdę nie było. Następnie rozejrzał się po pomieszczeniu krocząc powoli po umytej podłodze.
Wewnątrz znajdowało się paru czarodziei, którzy usadowili się w różnych kątach wyżej wymienionego pomieszczenia. Pod oknem, przy niewielkim, okrągłym stoliku, siedział starszy mężczyzna. Miał ciemne, krótkie włosy i okulary o niezwykle grubych szkłach spoczywające na czubku jego nosa. Podpierał jedną ręką obolałą głowę, co chwilę zerkając do pustego już kieliszka, a drugą przewracał kolejno kartki gazety, którą najwyraźniej nie był zainteresowany. Oprócz niedawno wypitego alkoholu stała druga szklanka – herbaty tym razem – którą podnosił co jakiś czas do ust upijając kolejny łyk. Jego wygląd wskazywał na jakąś ważną osobistość, która pomyliła najwyraźniej nieco pory dnia, a może również lokale…
Po przeciwnej stronie pod ścianą siedziały trochę młodsze od sędziwego pana czarownice, które – sądząc po zajadłym stylu wypowiedzi – wymieniały między sobą najnowsze i najbardziej pikantne ploteczki. Draco dopiero chwilę później spostrzegł, że chyba stał się tematem ich obecnej dyskusji, gdyż spoglądały na niego co jakiś czas. Było mu to obojętne w obecnej sytuacji, bo i bez tego miał spore kłopoty.
Skierował swój wzrok ku pustemu stolikowi pod ścianą, który chciał zająć, jednakże kiedy zrobił kilka kroków wprzód, przeszkodził mu w tym domowy skrzat. Pociągał on swoją drobną rączką za szatę arystokraty próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Draco spojrzał na niego zdziwionym wzrokiem i rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Jak śmiesz dotykać mojego ubrania, ty…, ty… - Posłał w jego stronę grom błyskawic tryskających z jego źrenic.
Skrzat spłoszył się nieco i zrobił kilka kroków w tył. Odzwyczaił się od niegrzecznych klientów, kiedy to przeważnie nie miał z nimi do czynienia sprzątając lokal. Tym razem chciał tylko wskazać zagubionemu mężczyźnie drogę do baru, aby ten złożył zamówienie.
- Spokojnie. – Poklepał Malfoya po ramieniu tajemniczy mężczyzna, który zaszedł go od tyłu.
Blondyn odwrócił się zaskoczony. Jego oczom ukazał się mężczyzna w średnim wieku. Nie znał go. Był krótko ogolony, jednakże posiadał gustownie wyprofilowane wąsy. Na jego twarzy pojawił się szelmowski, ale przyjacielski uśmiech. Jego ciemniejsza karnacja skóry wskazywała na to, iż był cudzoziemcem, i być może mieszka tutaj od niedawna.
- Znamy się? – zapytał Draco.
Tajemniczy mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Na razie nie, ale w tym przypadku to jedynie kwestia czasu. – Pogładził swoje wąsy mimowolnym ruchem dłoni. – Usiądziemy? – zapytał po chwili namysłu.
Młody arystokrata wolno pokiwał głową. A więc już mnie znaleźli. To koniec – pomyślał. Zauważył na marynarce przybyłego mężczyzny niewielki emblemat, na którym widniało logo Ministerstwa. Zapewne to człowiek, który pracował w terenie i wykonywał specjalne zlecenia – zauważył.  Draco nie był tym wszystkim zachwycony, ale zdawał sobie sprawę, że w niedalekiej przyszłości musiał spodziewać się konsekwencji swoich czynów.
Do pubu weszła grupa roześmianych nastolatków, którzy rozluźnili nieco stężoną atmosferę. Zachowywali się dość głośno, ale nikt nie zwrócił im uwagi. Zajęli miejsca w samym środku lokalu przy okrągłym, dużym stole. Żartowali, śmiali się do rozpuku oraz rozmawiali o wszystkim i o niczym. Wydawać by się mogło, że nie wisiały nad nimi żadne problemy i smutki. Żyli chwilą i korzystali z wolnego dnia w otoczeniu znajomych.
Obaj mężczyźni zajęli miejsca w rogu lokalu. Nie chcieli, aby ktoś im przeszkadzał lub – co gorsza – podsłuchiwał.
- Nazywam się John Countury. Pracuję w Ministerstwie Magii  od niedawna jak się pan domyśla – W tym miejscu zrobił przerwę i spojrzał na niego znacząco. – będę przewodniczył w pańskiej rozprawie…
- Ależ ja nic nie zrobiłem! – wszedł mu w słowo Malfoy.
- Niech się pan uspokoi. – Obaj rozejrzeli się po pomieszczeniu i upewniwszy się, że nikt nie zwraca na nich uwagi, kontynuowali.
- Zanim do pana przybyłem, przeczytałem wszystkie raporty z pana kartoteki i muzę przyznać, że pana przeszłość była obfita w różne, ciekawe niuanse. Zapewne nie podziała to na pana korzyść, a może tylko pogrążyć…
Draco siedział bezszelestnie z rozdziawioną buzią i nie potrafił wyksztusić z siebie słowa. Patrzył tępo na swojego mentora, który niczym kat w dniu ścięcia więźnia odczytuje skazańcowi definitywny wyrok.
- Cóż… - Countury przyjrzał mu się dokładniej. – Nie powinno być to dla pana żadnym zaskoczeniem. Wiedział pan, że w przypadku użycia jakiejkolwiek przemocy przeciwko innemu obywatelowi, który nie zastosował jej na pańskich kościach, będziemy musieli zainterweniować…
- Nikogo nie zabiłem!
Tym razem parę osób odwróciło się w ich stronę, jednak napotkawszy wzrok komisarza od spraw bezpieczeństwa, natychmiast powróciło do swoich zajęć.
- Owszem, nie zabił pan… Jednakże wykroczenie jest wykroczeniem i pańskie użycie przemocy wobec innego człowieka względem prawa karane jest Azkabanem, a zważywszy na pańską kartotekę oraz stosunek do innych – Spojrzał na spacerującego skrzata domowego wycierającego ściereczką zakurzony parapet – być może i w dodatku dożywociem.
- To… niemożliwe… - wydukał z siebie Malfoy i ukrył twarz w dłoniach, których łokcie oparł o blat stołu.
Milczeli przez jakiś czas. Młody arystokrata nie potrafił pozbierać myśli. I bez tego ostatnimi czasy był w fatalnym nastroju, to jeszcze kolejny cios… Tym razem nie mógł wybronić się fałszywymi zeznaniami. Nie miał przy sobie osoby, która wstawiłaby się za niego... Był zupełnie sam zdany na siebie.
- Ekhem… - Odkrząknął pan Countury. – Proszę mi wybaczyć, że przerywam pańskie rozmyślania, ale musimy przejść do rzeczy.
Draco podniósł głowę i zerknął na niego błagalnym spojrzeniem.
- Chce mnie pan aresztować?
- Niestety muszę, takie są procedury – odparł i powoli wstał z krzesła. – Ale wie pan, co panu powiem? Czasy się zmieniły, i to znacząco. Zapewne normalnie rzuciłbym się na pana, aby pana zamknąć, a my tutaj… Rozmawiamy sobie jak dawni kumple widząc się w pubie, prawda? Owszem, ja to ja, ale pan nawet nie ucieka, nie próbuje się jakoś wymigać, nic… Zdaję sobie sprawę, że psychika mogła trochę siąść, ale żeby aż tak? – Podniósł delikatnie głos. – Nie tego się spodziewałem po synu Lucjusza, doprawdy.
- Znał pan mojego ojca? – zapytał zaciekawiony.
- Owszem, znałem – Usiadł ponownie podczas gdy blondyn nie ruszył się z miejsca. – Pracowaliśmy kiedyś razem. Można tak powiedzieć. Twój ojciec był zawsze blisko wpływowych ludzi, miał znajomości, reputację… Ja, choć na wyższym stanowisku, zawsze byłem trzymany z boku…
- I chce pan teraz zemścić się na jego synu – zadrwił.
- To nie tak. – Uśmiechnął się delikatnie i zamyślił. – Widzisz, jak już mówiłem, czasy się zmieniły. A ja w końcu zostałem dostrzeżony.
- Przez kogo?
- Przez sprawiedliwość oczywiście i sądzę, że…
- Myśli pan, że mój ojciec był oszustem?!
- Nie, nie sądzę tak. – Spojrzał za okno i ponownie pogładził się po swej brodzie. – Nic pan nie rozumie, panie Malfoy. Kiedy odszedł Sam-Wiesz-Kto ludzie odetchnęli. Dość już mieli tej nienawiści, wojny, ofiar… I my, jako odrodzone Ministerstwo, też tak działamy. Pokojowo. Normalnie skręcałbym panu kark…
Draco wzdrygnął się mimowolnie. Nie spodobał mu się ten mężczyzna. Wiedział, że dopilnuje, aby ten otrzymał skazujący wyrok i gnił w Azkabanie.
Obaj zamyślili się na moment. Zdawali sobie sprawę, że nie będą razem dobrze współpracować. Każdy z nich zastanawiał się, co myśli drugi. John Countury postanowił wreszcie rozprostować kości.
- Czas na nas – podsumował.
- A czy mogę… Czy mogę w pana obecności wrócić do domu i wysłać list do mamy sowią pocztą, co nie zajmie mi dużo czasu?
- Czy to jest pana ostatnia prośba? – zapytał zdziwiony komisarz, który widział w tym podstęp małego zbrodniarza.
Blondyn kiwnął niepewnie twierdząco głową.
- Cóż… Spodziewałem się, że zażąda pan prywatnego adwokata, a nie czegoś takiego… W takim razie będę musiał przysłać panu kogoś z urzędu. Zdaje sobie pan z tego sprawę, prawda?
Arystokrata wstał z krzesła.
- Oczywiście, proszę pana.
Był już nieco bardziej spokojny i opanowany w porównaniu z jego stanem psychicznym sprzed paru minut. Łudził się, że jeśli obecnie wykaże się nienagannym zachowaniem, zostanie szybciej zwolniony. Były to co prawda błahe nadzieje, jednakże Draco zdawał sobie sprawę, że więzienie w Azkabanie to najgorsze, co może go w życiu spotkać. Wolałby już wszystko: areszt domowy, złamanie różdżki, a nawet… ponieść śmierć. Byle tylko nie urazić swojej dumy.
Mężczyźni pospiesznie opuścili Dziurawy Kocioł. Wedle ostatniego życzenia Draco udali się do jego rodzinnego domu. Przed budynkiem zebrało się wielu czarodziei, którzy odgradzali posesję od reszty cywilizacji specjalnymi zaklęciami. Blondyn był zdumiony, a jednocześnie zszokowany tym widokiem. Dziwił się, że Ministerstwo po wszystkich rekonstrukcjach prawa podchodzi tak poważnie i z należytą uwagą do aktów agresji.
- Witaj, John! – Podszedł do nich mężczyzna w średnim wieku, niski, przy kości, który przypominał nieco ochroniarza z prawdziwego zdarzenia. Brakowało mu tylko słuchawki w lewym uchu.
- Jak się masz, Mike? – Podali sobie ręce. Countury odsunął się nieco na bok i pokazał swoją zdobycz.
- Po coś go tu sprowadził?! Jak szef to zobaczy…
- Spokojnie, kolego. Wypełniam tylko jego ostatnią prośbę. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- No, no, no… Fiu, fiu… Kto by pomyślał? – Zagwizdał z podziwem Michael Sprott.
- Więc, jeśli pozwolisz, będziemy już się zbierać. – Znów podali i uściskali sobie ręce.
- Nie ma sprawy, tylko niczego nie dotykajcie. To teren przestępstwa…
Draco Malfoy nie słuchał dalej, co mają więcej do powiedzenia. Był co najmniej zażenowany. Traktowali go jak jakiś okaz w zoo albo zwierzątko, które uciekło z niewoli na wolność. W dodatku bezcześcili jego dom, oazę spokoju, kryjówkę… Jak oni mogą? – pomyślał. A przecież nic takiego nie zrobił. Jedynie obezwładnił i powalił na ziemię przyjaciela, który naruszył jego prywatną własność. I co w tym złego? Hm… przyjaciel… dobre sobie. Doszedł do wniosku, że Zabini praktycznie przez cały czas go wykorzystywał. Jego pozycję, reputację, pieniądze… Gdyby nie on, nie zaszedłby tak daleko. Wyświadczył mu duża przysługę, a ten co zrobił? Doniósł na niego do Ministerstwa. Wiedział przecież, czym to się skończy i jakie będę tego konsekwencje… A jednak ośmielił się…
Blondynem targały od wewnątrz silne emocje. Jeszcze nie tak dawno wszystko mu było obojętne, a teraz… Jakby coś się w nim obudziło… Dlaczego?  Bo została urażona jego duma czy naruszona własność prywatna listów do matki? Ona, Narcyza Malfoy, przestała mu być obojętna. Stała się jedyną osobę, na którą mógł liczyć do samego końca…
Dom pozostał w nienaruszonym stanie. Wszystko było na swoim miejscu. Być może jeszcze nie zdążyli się do niego doszczętnie dobrać spece z Ministerstwa. Draco wszedł powoli oglądając być może po raz ostatni to miejsce. Starał się zapamiętać każdy szczegół. Oczywiście nie dał tego po sobie poznać. John Countury szedł za nim niczym cień bacznie obserwując jego poczynania. Był czujny, gdyż podejrzewał, że młody arystokrata planuje jakąś ucieczkę. Sądził, że użyje w tym celu niecnych sztuczek.
Weszli do kuchni. O dziwo, wszystko było na swoim miejscu. Draco w milczeniu oszacował, że brakuje tylko jednego elementu – jego dawnego przyjaciela leżącego na podłodze. Nie ubolewał nad tym, że go tutaj nie zastał. Uwagę blondyna przykuły rozrzucone kartki, które nadal leżały na ziemi. Dokładnie w tych samych miejscach, co dzisiejszego przedpołudnia. Podszedł do nich wolnym krokiem.
- Stój! – wrzasnął pan Countury.
- Coś nie tak? – Odwrócił się wolno do niego Malfoy i otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Nie wolno tutaj niczego ruszać, to miejsce przestępstwa, gdzie prowadzone są…
- Chwila moment… - wszedł mu w słowo. – Chyba mogę zabrać z tej sterty śmieci jeden interesujący mnie list i wysłać go sowią pocztą, prawda? Wedle mojej ostatniej prośby – podkreślił znacząco ostatnie zdanie.
Countury zamyślił się przez chwilę. Teoretycznie chłopak miał rację, ale zastanawiał się, czy nie będzie miał z tego powodu jakiś nieprzyjemności. Posiadał dobrą pracę, stanowisko, które zapowiadało rokujące szanse na awans…
- Mogę? – zapytał Draco wyrywając mężczyznę z zamyślenia.
- Dobrze, weź. – Przełknął głośno ślinę.
Blondyn spojrzał na niego podejrzliwie. Stwierdził, że to doprawdy dziwny gość, bo kto normalny chciałby go pilnować…
Podniósł z ziemi kawałek papieru. Korespondencja leżała akurat na wierzchu. Miała zamiar przeczytać ją raz jeszcze, ale porucznik popsuł jego plany.
- Panie Draco Malfoy, musimy już iść. Pańska cela w areszcie zaczyna się niecierpliwić.


Niewielka, brązowa sówka pokonywała kolejne mile drogi. Leciała nad różnymi miejscowościami, następnie lasami, później rzeką, a na końcu nad ogromnym bagnem, przez które przejście przy pomocy pary zdrowych nóg wydawałoby się niemożliwe. Gdzieś na szarym, opuszczonym końcu tego świata, znajdowało się więzienie dla największych przestępców chodzących – lub latających na miotle – po tej ziemi. W chwili obecnej było niemal przeludnione. Z prawie każdej celi dobiegały jęki i krzyki. Ludzie w tym miejscu odchodzili od zmysłów. Ich strażnicy – dementorzy – pilnowali, aby ich pozostałe, marne życie było najgorszą udręką wszech czasów.
Drobny ptaszek doleciał do jakiejś drewnianej rudery, która z zewnątrz była doprawdy w opłakanym stanie. Stalowe zawiasy ledwo trzymały się drzwi i okna, która lada chwila zdawały się wylecieć z przeznaczonych dla nich miejsc. Sówka zastukała lekko w szybę , z należytą gracją, aby jej nie uszkodzić. Po chwili uchyliły się drzwi frontowe(a w zasadzie poturbowana dykta) i ptaszyna wleciała do środka.
To wszystko było jednym, wielkim oszustwem, aby zmylić nieproszonych gości poszukujących przygód. Wnętrze, choć niewielkie, było ekskluzywne i eleganckie, przystosowane do najwyższych standardów oczekiwań lokatora. Odgłosy, które z niego dobiegały, przypominały te towarzyszące wesołym rozmowom w karczmie biesiadnej.
- Patrzcie! – wykrzyknął jeden z obecnych mężczyzn znajdujących się w środku. – Poczta do skonfiskowania!
Podszedł żwawym krokiem do brązowej sowy i odpiął jej list od cienkiej nóżki.
- Ho, ho, ho… co my tu mamy! – Wszyscy zebrani wybuchnęli śmiechem.
- Kolejny cnotliwy list od jakiejś mamusi? – zażartował ktoś z tłumu.
- Chyba nie tym razem… - Mężczyzna odwinął kawałek papieru i zaczął czytać.

Wyczerpana kobieta siedziała na zimnej podłodze z pochyloną, a jednocześnie opartą o zimną ścianę, głową. Rzadko zmieniała swoją pozycję. Tak bardzo zobojętniała na otaczającą ją rzeczywistość, że nic już dla niej nie miało znaczenia. Pogrążyła się w tęsknocie. Jej serce krwawiło. Nie otrzymała od syna żadnej wiadomości, nic… Przed oczami już po raz kolejny stanął jej obraz, w którym znajdowała się na sali rozpraw podczas swojego procesu, który ciągnął się bez końca. W jej głowie dudnił i rozpościerał się po całej czaszce przerażający krzyk Draco: Chcesz mnie zapędzić do grobu! Gnij w Azkabanie! Tam twoje miejsce! Zasłużyłaś na potępienie! Nie ośmielaj się nazywać mnie swoim synem!
Ktoś zastukał w kraty. Zdawał sobie sprawę, że ruch ten nie miał najmniejszego sensu, bo kobieta ani drgnęła. Nigdy nie reagowała na podobne zaczepki. Kiedyś dla zabawy otworzył jej zasuwkę – nawet się nie zbliżyła. Narcyza stała się tak zdegradowanym  i zniszczonym wewnętrznie człowiekiem, że była jedynie cieniem istoty ludzkiej. Już nawet nie rośliną.
Mężczyzna w średnim wieku popatrzył jeszcze przez chwilę na wyniszczoną kobietę. Było mu jej żal, ale nie mógł nic poradzić na obecną sytuację pani Malfoy. Wyjął z kieszeni płaszcza zwinięty kawałek papieru. Nie wiedział, co jest na nim napisane – otrzymał rozkaz, aby go dostarczyć. Zdziwił się, bo przecież minęło tyle czasu i nikt nigdy nie wysyłał korespondencji pod adres tej celi. Położył kopertę na ziemi i pchnął ją tak, aby wślizgnęła się do środka przez kraty. Udało się.

Trzeci września
Jak mogłaś zniszczyć mi życie i reputacje?! Już nigdy nie będę mógł w normalny dzień wyjść na ulicę! Wszyscy będą wytykać mnie palcami! A to wszystko przez twoją szopkę na sali rozpraw. Co to było, do cholery?! Myślisz, że wymigasz się od więzienia i ktoś się nad tobą zlituje? A gnij tam sobie. Nikt nie będzie za tobą tęsknił.

Dziewiąty września
I co? Nadal tam jesteś. Nie wzruszyłaś nikogo swoją ckliwą gadką. Wiesz, żal mi ciebie… Chyba zawsze żyłaś w takiej obłudzie. I tak też umrzesz. Bez świadomości. W wyimaginowanej przez siebie rzeczywistości.

Piętnasty września
Dlaczego mnie opuściłaś? Zostawiłaś z tym wszystkim…? Nie radzę sobie, ze sobą, swoimi emocjami… Wszystko na mojej głowie, a ty siedzisz tam sobie jak gdyby nigdy nic. Przynajmniej uciekłaś od tej rzeczywistości. Nastały dla nas trudne czasy, od kiedy Go nie ma…

Dwudziesty pierwszy września
Popadam w nałogi… Doskwiera mi samotność. Wokół mnie tylko puste dni.

Dwudziesty siódmy września
Mamo… zrozumiałem. Naprawię to wszystko. Pójdę z nimi i zapłacę za swoje grzechy. Kocham Cię.

Twój syn, Draco

Cień kobiety osunął się po zimnej ścianie i padł na ziemię zanosząc się przeraźliwym szlochem.

13 komentarzy:

  1. Przypadkiem natrafiłam na Twego bloga i zachwyciłaś mnie.
    Wspaniałe i poruszające opowiadanie ukazujące niezwykłe uczcucia i emocje.
    widze że dopiero się zaczyna a więc nadrabiam zaległości.
    powiadom mnie proszę o nowości na www.niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com. z przyjemnością przeczytam kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, Aileen;
    wybrałaś mnie na oceniającą w Ocenialni Opowiadań, ale kłopot w tym, że niespecjalnie znam się na tematyce Twojego bloga. Hermiona i Draco, czyli klimaty potterowskie. Nie wiem, czy dałabym radę wnikliwie ocenić fabułę, mało znając się na tekstach pani Rowling. Zdecyduj, czy podejmujesz to ryzyko;) Jeżeli chcesz, postaram się ocenić z naciskiem na poprawność.
    W tej sytuacji poprosiłabym o zmianę oceniającej, ale przeczytałam kawałek tekstu i przyznam szczerze, że złapałaś mnie na haczyk jako czytelniczkę, dlatego też mogłabym podjąć wyzwanie.
    Pozdrawiam
    Ola

    oceny-opowiadan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapomniałam dodać, że nie wystawiam odmowy "od ręki". Zanim to zrobię, długo się zastanawiam. Możemy przyjąć, że post nie jest starszy niż 30 dni, licząc do dzisiaj, czyli bez obaw. Rozumiem - chcesz wiedzieć czy kontynuować.Chociaż uważam, że nie powinnaś przerywać historii, gdyby któryś oceniający wystawił ci negatywną opinię. Nie wolno rezygnować z tego, co się lubi, ponieważ ktoś ma inne zdanie. Gdyby wszyscy mieli tak robić, nie istniałabym w literaturze, nikt by nie istniał. Nie byłoby pisarzy. Tym bardziej, że "na pierwszy rzut oka" tekst jest w porządku. Chwilowo nie mam czasu dokładnie przeczytać, ale znalazłam kilka zbędnych zaimków. Kwestia warsztatu. Nie wyłapałam rażących błędów. Myślę, że warto kontynuować - tak na marginesie. Pomyśl o tym;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej;)
    Nie do końca jest tak, że tematyka mi nie leży. Po prostu czytałam tylko pierwszą i piątą część Harrego Pottera, więc nie mam całej historii w małym paluszku. Oczywiście zwrócę uwagę na treść, co uważasz za najważniejsze. Będę też szczera. Pomogę w miarę możliwości.
    Wiem, że często tak jest - myślimy jaka jest treść, może nudna itd. Dlatego przydaje się spojrzenie z boku. Możesz też zgłosić się do kilku ocenialni i porównać opinie oceniających;)
    Spróbuję skupić się na bohaterach, nie porównując ich z oryginałem, a jeśli nie będę wiedziała jak rozpatrzeć elementy potterowskie, poproszę koleżanki o komentarz co do danej rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej a mi tam się podobało ;) Zresztą jak zawsze, bo świetnie piszesz ! :) Jestem naprawdę pod wrażeniem Twojej twórczości, wyobraźni :) Zazdroszczę że tak ładnie umiesz ująć wszystko co wymyślisz ;) To jest właśnie świetne :)
    Rozdział ciekawy, ciekawy :P Czekam na dalsze losy Draco :)
    Pozdrawiam ;* Asia ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. dodaje do linkow ;) zaczynam czytac od poczatku i zapraszam do mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. dodaje do linków zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj!
    Trafiłam przypadkowo na Twojego bloga i muszę Ci powiedzieć, że zaciekawiłaś mnie tymi pierwszymi czterema rozdziałami. Ta historia Dramione jest inna niż poprzednie.
    Szkoda mi Draco. Jest jedną z moim ulubionych postaci. Aż serce ściska jak czytałam o tym co się z nim działo.
    Mogę być informowana o nowych rozdziałach?
    Np i zapraszam Cię na moje blogi : nadzieja-odeszla.blogspot.com i should-be-together.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Opowiadanie super, będę czytać.
    A jeśli komuś się nudzi, a lubi czytać różne opowiadania, to chciałabym zaprosić do mnie, na opowiadanie o Lily Evans i Jamesie Potterze : http://lily-i-james-w-pogoni-za-szczesciem.piszecomysle.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy możemy liczyć na dalszy ciąg?

    OdpowiedzUsuń
  11. kiedy pojawi się nowy rozdział?
    Proszę dodaj go szybko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro:)
      Wiem, obiecuję, ale postaram się, naprawdę.
      Leży zapisany w postach. Wystarczy go sprawdzić i wcisnąć "opublikuj" :)
      Pozdrawiam!

      Usuń